Ferdydurke

Senat Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił rok 2024 Rokiem Witolda Gombrowicza. Dla upamiętnienia 124 urodzin pisarza zapraszamy na premierę spektaklu „Ferdydurke” w reżyserii Adama Sajnuka.

Dość frazesów, dość połowicznych, wstydliwych min, mineczek, miniątek delikatnych, niedojrzałych, chłoptasiowo-panieńskich, co to człowiek sam się przed sobą za nimi ukrywa – diabli, diabli – wyzywamy Was na wielkie, prawdziwe minasy, na miny całą gębą, a zobaczycie, pokażemy Wam takie, że każde chłopię umknie, gdzie pieprz rośnie! Dość gadania! Pokaż, pokaż, a ja też pokażę!

Trzydziestoletni Józio nie jest typem sigmy. To raczej bambik, ponownie przeżywający swoje nastoletnie lata u boku Miętusa, Kopyrdy i reszty chłopięcej zgrai. A po drugiej stronie szkolnej barykady stoją lamerskie ciotki, drętwa edukacja i przebrzydła forma, szkoła belferska, nie uczniowska. Zobaczcie Gombrowicza, jakiego świat jeszcze nie widział, choć już dawno zobaczyć powinien, zwłaszcza Ty, uciśniony uczniu, co rusz do czegoś przymuszany, tłumiący ekstrawagancje i pragnienia. Niechże w końcu wyfruną wolne, swobodne i uśmiechnięte od ucha do ucha. Reżyser Adam Sajnuk z zespołem aktorskim tekst obrazoburczej lektury serwują hiphopowo, z dobrym bitem i w młodzieżowym outficie. To będzie teatralna bomba, a kto nie zobaczy, ten trąba.

WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE – LEKCJE W TWOJEJ SZKOLE

WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE – PRÓBA OTWARTA I SPOTKANIE DLA NAUCZYCIELI

Zadanie „Ferdydurke – adaptacja sceniczna powieści Witolda Gombrowicza” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Autorką plakatu do spektaklu jest Zuzanna Latuszek, uczennica Zespółu Szkół Ekonomiczno-Technicznych w Gliwicach im. Cichociemnych. Plakat powstał w ramach praktyk w Teatrze Miejskim w Gliwicach.

Dane dotyczące spektaklu
SCENA DUŻA
CZAS 2h 30 min. z 1 przerwą
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 07.12.2024

Twórcy

Reżyseria Adam Sajnuk
Muzyka Michał Lamża
Scenografia i kostiumy Katarzyna Adamczyk
Choreografia Leszek Bzdyl
Konsultacja pole dance Magdalena Ziemiańska

Wiecej o spektaklu

"Ferdydurke"

Rafał Turowski
https://www.rafalturow.ski/teatr/teatr-miejski-w-gliwicach

Akt 1. – to szkoła, do której trafia 30-letni Józio (Łukasz Kaczmarek), wprowadzony doń przez trudnego do zniesienia w swojej progresywności Pimkę (Adam Krawczuk). Szkoła dzieli się na dwa obozy – jak pamiętamy – na stronników chłopiąt pod wodzą Miętusa (Mariusz Galilejczyk) i – ich przeciwników, na czele z kujonem Syfonem (Maciej Karbowski). Nie mogło oczywiście zabraknąć lekcji o Słowackim, na której Gałkiewicz (Kornel Sadowski) postponuje geniusz poety, mamy także scenę gwałtu przez uszy na Syfonie, a inkryminowana w tymże gwałcie dupa (pardon my French) pojawi się na zakończenie tegoż 1. aktu w rozmiarze zgoła niemetaforycznym. Akt 2. – to głównie józiowa stancja u Młodziakowych, jest tylko mamcia (Aleksandra Wojtysiak) i córusia (Klaudia Cygoń-Majchrowska), Zutę ogarniętą obsesją wyglądu Joanna bardzo wspiera, próbując jej nieba uchylić, choć pytanie – na ile tak naprawdę jest postępowa, zwłaszcza, że zrobi się naprawdę zabawnie, kiedy juniorkę odwiedzi dwóch adoratorów jednocześnie.

 

Na podstawie wcale przecież nie aż tak bardzo łatwej prozy reżyser wraz z zespołem stworzyli porywający hip-hopowy – właściwie – moralitet, który nie tylko „wziął” młodą widownię za twarz (byłem na spektaklu o 11.00), który był – może ździebko krzywym, ale nie aż tak – lustrem odbijającym ich codzienność, który wreszcie – mimo pewnego okrucieństwa wobec uzależnionego od swojej komórki widza w scenie obiadu Józia, Pimki i Młodziakowych – nagrodziła rzęsistymi brawami. Daj Boże więcej takich spektakli „dla szkół”.

Pobierz recenzję .pdf

"Ferdydurke"

Marcin Wojciechowski
https://www.facebook.com/ochkultura

PUPA, GĘBA I ŁYDKA WIECZNE ŻYWE!
▪️ Czy można żyć bez konkretnej formy, w którą jesteśmy zasysani?
▪️ Co znaczy „być sobą”, gdy presja społeczna każe nam kopiować innych?
▪️ Jak być mężczyzną w czasach feministycznej rewolucji i cielesnego kultu młodości?
Teatr Miejski w Gliwicach premierowo wystawił wielkie dzieło Witolda Gombrowicza „Ferdydurke”, które po prawie dziewięćdziesięciu latach od premiery jest niepokojąco aktualne. Może nawet bardziej niż wtedy, gdy zostało opublikowane w 1937 roku. Bo mocno w tym spektaklu wybrzmiewa temat tożsamości, odpowiedzialności i kryzysu męskości.
Głównym bohaterem jest trzydziestoletni początkujący literat Józio, któremu niespodziewaną wizytę składa były nauczyciel. Profesor Pimko cofa go do klasy gimnazjalnej, gdzie Józio próbuje stawić czoło procesowi infantylizacji, walczy z narzucanymi rolami i idiotyzmem dydaktycznym, które zabija samodzielne myślenie.
Reżyser spektaklu Adam Sajnuk przeniósł akcję powieści do czasów obecnych proponując protest-spektakl przeciwko upupianiu społeczeństwa z hiphopowym bitem w młodzieżowym stylu. Dzięki temu powstało przedstawienie, które porwie zarówno starsze pokolenie, jak i dwudziestolatków.
Spektakl zachwyca od samego początku, kiedy pokój głównego bohatera zmienia się w szkolną ścianę z graffiti i kosztem do koszykówki. Takich smaczków scenograficznych jest całe mnóstwo – wiszące nad szkolnymi murami matki uczniów, żyrandol z łabędziami, ogromna dmuchana różowa pupa, czy wiszące na ścianach sofy – że ja też nie wpadłem na taki pomysł! Brawa dla Katarzyny Adamczyk za nieoczywiste rozwiązania.
Świetny pomysłem było połączeniem groteskowych dźwięków z klimatycznym tłem muzycznym w pierwszej części przedstawienia, kiedy Józia odwiedza Pimko. Kontrastowo dobrane utwory przechodzą jeden w drugi. Ale to tylko początek, bo gliwickie przedstawienie ma jeszcze fantastyczny, powracający wielokrotnie motyw, który za każdym razem wprowadza w absurdalny klimat spektaklu i powoduje, że nogi same wybijają rytm. Oklaski dla kompozytora Michała Lamży!
Skoro jest muzyka, to musi być też choreografia. Leszek Bzyl stworzył porywające układy w stylu breakdance pełne energii i dynamicznych przeskoków oraz jazdy na krzesłach. A karkołomnego zadania wykonania tych wymagających dużej sprawności fizycznej popisów podjęli się znakomici młodzi tancerze.
Łukasz Kaczmarek znakomicie oddaje wewnętrzny konflikt między niedojrzałością a dojrzałością głównego bohatera. Uwikłany w formę próbuje odnaleźć własną tożsamość. Refleksyjny, niepewny i zdystansowany – cały czas gdzieś z boku, jakby bał się wziąć odpowiedzialność za swoją dorosłość.
Adam Krawczuk to idealny Pimko. Karykaturalny do granic możliwości. Idealnie nie słucha uczniów, wpajając im tylko swoją prawdę i narzucając schematyczne formy myślenia. Krawczuk z lekkością bawi się tekstem i delektuje brzmieniem wypowiedzianych słów. Perełka.
Miętus w wykonaniu Mariusza Galilejczyka to buntownik i anarchista. Aktor w naturalny sposób oddaje porywczość i impulsywność postaci. W kontrze do wzorowego i pilnego Syfona (Maciej Karbowski), który ma w oczach naiwność, dzięki której wierzymy, że przestrzeganie wszelkich norm jest jedyną drogą do sukcesu. W obsadzie są jeszcze zakochany w sobie Cezary Jabłoński (Kopyrda), który ma totalny zwis i uwielbia robić sobie selfie. Paweł Majchrowski jako prostolinijny i szorstki Myzdral oraz Kornel Sadowski, który gra subtelnie buntowniczego Gałkiewicza.
I kiedy wydaje ci się, że już nic ciekawego więcej nie zobaczysz, z grubej rury (w przenośni i dosłownie) w drugiej części wchodzą one! Zuta i Joanna, a właściwie Klaudia Cygoń-Majchrowska i Aleksandra Wojtysiak. Aktorki rozwalają system – jedna popisami pole dance i gadką-szmatką przez telefon wypełnioną młodzieżowymi słowami i skrótami, druga – odklejeniem od rzeczywistości podczas sesji medytacji, ślepym podporządkowaniem trendom i ultraliberalnymi tekstami podczas kolacji.
Fakt – „Ferdydurke” to świetny tekst. Pokazuje mechanizmy zniewolenia jednostki przez formę – zewnętrzne narzucone schematy myślenia, zachowania i postrzegania świata – które są dziś tak mocno obecne w naszym życiu. Wystarczy odpalić Instagrama, żeby zderzyć się z pupą – symbolem niedojrzałości i infantylizacji, gębą – narzucaniem tożsamości i nakładaniem masek oraz łydką – absurdalnym zafiksowaniem na fizyczności i młodości.
Dano nie widziałem tak rzetelnie przygotowanego spektaklu. Do tego jest kilka scen perełek – bitwa na miny, fragment z lizakami czy też scena bicia po twarzy. Nie mogłem uwierzyć, że oglądam pierwsze przedstawienie premierowe. Miałem wrażenie, że spektakl jest grany od dawna – tak tu jest wszystko dopracowane.
Gliwickie „Ferdydurke” ogląda się bez chwili nudy. Jest świetny pomysł i konsekwentna jego realizacja. Są zaskakujące rozwiązania i pomysły. Jest odpowiednie tempo i znakomita gra aktorów, którzy bawią się swoimi przerysowanymi maksymalnie groteskowymi postaciami. Brawo dla reżysera, realizatorów i wykonawców oraz ekipy technicznej, która miała mnóstwo roboty przy tym spektaklu. Kto go nie zobaczy, ten trąba!

Pobierz recenzję .pdf

"Ferdydurke"

Marta Odziomek, Gazeta Wyborcza
https://gliwice.wyborcza.pl/gliwice/7,95519,31761793,pupa-lydka-i-geba-wciaz-uwieraja-swietne-ferdydurke-w-gliwicach.html?_gl=1*qdlsk6*_gcl_au*MTkyODM5OTY3OS4xNzM1MjM2Mjgy*_ga*MTY3NDUzMjc3Mi4xNzM1MjM2Mjc5*_ga_6R71ZMJ3KN*MTc0MTc3NDQ1MC4xMzMuMS4xNzQxNzc0NzY1LjAuMC4w#S.TD_gliwice-K.C-B.1-L.1.zw

W Teatrze Miejskim w Gliwicach w grudniu powstało znakomite, świeże, aktualne i zrealizowane głównie z myślą o młodzieży „Ferdydurke” w reżyserii Adama Sajnuka. Spektakl wraca w tym tygodniu na afisz
Dawno nie widziałam spektaklu, w którym tekst – napisany i wydany dekady temu, w totalnie innej rzeczywistości („Ferdydurke” ukazała się drukiem w 1937 roku) – tak dobrze współgra z tą rzeczywistością współczesną, bezlitośnie na scenie parodiowaną, ze smutkiem wyszydzaną, trafnie diagnozowaną. Co się z nami wszystkimi stało, zdaje się słusznie pytać reżyser zdezorientowanych po-ponowoczesnością ludzi.

Nieogarnięty Józio

Józio (znakomity Łukasz Kaczmarek) jest tutaj nieogarniętym trzydziestoletnim facetem, który ewidentnie nie chce dorosnąć, wziąć na siebie odpowiedzialności za swoje dorosłe życie, ustatkować się. Jego podróż do szkoły, a potem do Młodziaków, staje się formą ucieczki przed obowiązkami, które gdzieś tam na niego czekają. Być może jest słynnym gniazdownikiem, okupującym pokój w mieszkaniu u rodziców, którzy skwapliwie się nim opiekują? Jego powrotowi do szkolnej ławy towarzyszy zdziwienie, gdyż nowi towarzysze to już zupełnie inne pokolenie, z którym trudno wejść w dialog. Józio to typ grunge’owca w dżinsach i koszulce z nadrukiem z płyty Pink Floydów. Młodsi koledzy (czyżby słynne Zetki?) są zatopieni w kulturze hip-hopu, ich mową jest rapowanie, poruszają się w stylu break dance, grają w kosza, malują graffiti na murach i kręcą rolki na sociale.

Słowacki nudził i wciąż nudzi

Ten przerysowany, ale tchnący młodzieńczą energią obrazek jednej z silnie obecnych w naszym kraju młodzieżowych subkultur (vide na przykład Mata i inni) uzupełniony zostaje problematyką szkolną. Skoro Słowacki nudził już prawie sto lat temu, to dziś nudzi jeszcze bardziej. I po co w ogóle uczyć się czegoś na pamięć, skoro można sięgnąć po smartfona, w którym ma się (prawie) cały świat? Lekcje o polskim romantyzmie prowadzone przez sfrustrowanego nauczyciela w wykonaniu Adama Krawczuka mają coś z kabaretowego klimatu i jednocześnie gorzko puentują stan polskiego szkolnictwa, nie przystającego kompletnie do współczesności.

Można się na ów system jedynie wypiąć – dlatego też pierwszą część spektaklu zamyka obraz z wielką różową dmuchaną pupą na środku sceny. Oczywiście odsyła ona także do problematyki upupiania, co jest jednym z kilku haseł towarzyszących przerabianiu „Ferdydurke” w szkole średniej (o ironio, Gombrowicz „skończył” więc jak Słowacki).

Łydka i gęba

Kolejne dwa naczelne hasła z tej powieści to rzecz jasna łydka i gęba, które też są pomysłowo rozpracowywane w drugiej części przedstawienia. Łydka to symbol triumfu kultury (i kultu) ciała, który zepchnął kulturę umysłu na margines życia. O ile młodzież w pierwszej części jest na tyle ogarnięta, by rapować nieźle brzmiące kawałki i toczyć pojedynki w obronie swej niewinności, o tyle w drugiej stan jej rozwoju intelektualnego jest rozpaczliwie niski. Jej przedstawicielami są Zuta, córka postępowych Młodziaków i jej chłopak Kopyrda, współczesny Narcyz.

Zuta to kobieta-petarda, wysportowana miłośniczka fitness, która z zamiłowaniem uprawia poole dance. Reżyser zapewne wykorzystał niebywałe w tym zakresie umiejętności aktorki wcielającej się w Zutę, Klaudii Cygoń-Majchrowskiej. I świetnie, że to zrobił, publiczność chyba zaniemówiła z wrażenia, a na pewno uczyniłam to ja, przyglądając się siłowym wyczynom jej Zuty. A po raz drugi zaniemówiłam, kiedy Zuta rozmawia przez telefon ze swoją rówieśniczką bądź rówieśnikiem, a czyni to, wypowiadając tylko słowa używane przez młodzież. Rozmowa ta jest więc dla nas totalnie niezrozumiała (zdaje się, że pada z jej ust również słowo „sigma” – młodzieżowe słowo roku).

Nowoczesność dla Młodziaków to ignorancja

Nowoczesność dla Młodziaków to ignorancja, jeśli chodzi o intelektualny wymiar naszej egzystencji. Józio wkrótce się o tym przekonuje i wraz z Miętusem ucieka na wieś. Wątek ów jest w spektaklu bardzo okrojony, ale i tak dostajemy jego istotę – że prostotę może i można znaleźć wśród wiejskich pejzaży, ale dla nas – tych, którzy nauczyli się nakładać maski – jest już ona niemożliwa, możemy ją tylko zaobserwować u tych (jeszcze?) nieuświadomionych. Pytanie, czy dziś są jeszcze tacy ludzie?

Bardzo polecam.

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach