Niewinność, czystość i olbrzymie uczucie, czyli spektakl Nina i Paul według powieści Thilo Refferta i w reżyserii Roxany Miner triumfalnie wkracza na deski Teatru Miejskiego w Gliwicach. Tutejsza instytucja kultury nie zwalnia tempa i co rusz serwuje publiczności kolejne teatralne uczty! Tym razem postawiono na młodego widza, dla którego przygotowano frapującą przypowieść o miłości.
Sztuka skreślona została ręką Refferta, niemieckiego dramatopisarza specjalizującego się także w pisaniu książek dla dzieci, a Nina i Paul to jego książkowy debiut. Publikacja bardzo szybko zrobiła oszałamiającą karierę. Dziś historię dwójki nastolatków zna niemal cały świat. Z pewnością przypadnie do gustu także gliwickiej publiczności. Dlaczego? Bo to świetnie zrealizowany spektakl przeznaczony dla młodego widza. Dramat niemieckiego pisarza to swoiste wprowadzenie do dojrzewania, oswajanie z rodzącymi się uczuciami i nauka mówienia o buzujących emocjach – a wszystko opowiedziane poetyckim, lecz jakże współczesnym językiem młodzieży. I nie, nie ma tu wulgaryzmów. Wszystko jest tak delikatne, że aż nieco nierzeczywiste.
Ukradkowe spojrzenia, przypadkowe spotkania… W sercach Niny i Paula powoli rodzi się uczucie. Nieśmiałość nie pozwala im jednak na nawiązanie bliższych relacji i ograniczają się jedynie do potajemnej obserwacji. Punktem zwrotnym w ich znajomości jest zakończenie roku szkolnego i rozdanie świadectw. Szybko okazuje się, że ostatni dzień szkoły jest zarazem pierwszym dniem ich wspólnego życia. Kiedy Paul dowiaduje się, że Nina po wakacjach zmieni szkołę, bierze sprawy w swoje ręce i postanawia działać. Przełamuje krępujące onieśmielenie i wybiera się do domu ukochanej. Od tego momentu sprawy postępują lawinowo. Pierwszy wspólny spacer, długie rozmowy, obiad, krok w chmurach, czyli wejście na 105-metrową wieżę… i pocałunek. Emocje narastają, a w głowach nastolatków kłębią się myśli, wyobraźnia działa, ale słowa nie chcą płynąć z ich ust. Wstydzą się, są nieśmiali, nie wiedzą jak opisać to, co czują. Przekonują się, że są niczym dwie połówki jabłka i rozumieją się bez słów.
Nina i Paul to nie tylko przypowieść o zakochanych nastolatkach. Tytułowi bohaterowie to reprezentanci najmłodszego pokolenia, które powoli wchodzi w dorosłość. To tak naprawę opowieść uniwersalna, która aktualna jest w każdym zakątku na kuli ziemskiej. Zmienia się anturaż, okoliczności, ale emocje towarzyszące młodym ludziom stawiającym swój pierwszy krok w chmurach pozostają te same.
Pod płaszczem nieco naiwnej historii miłości dzieciaków ukryto wiele parenetycznych treści. Mamy tu do czynienia na przykład z zagadnieniem relatywizmu – zaznaczono, że historia opowiedziana zostanie z dwóch punktów widzenia, podkreślono różnice w postrzeganiu i opisywaniu świata, różnorodność myśli i poglądów. Znajdziemy tu też odwołania do Goffmanowskiego człowieka w teatrze życia codziennego, który skrywa swoje prawdziwe „ja” za fasadą konwenansów, maską pozorów, a ekspresję tłumi w gorsecie kulturowych norm. Najlepszym tego wyrazem jest scena, w której Nina i Paul, choć darzą się uczuciem, obawiają się, że to im nie przystoi, nie wypada. Zamiast pokonać komunikacyjną barierę i wyartykułować swoje prawdziwe emocje, przerzucają się wyzwiskami. Sztuka pokazuje młodym ludziom, że nie powinni się obawiać swoich uczuć, muszą je oswoić i nauczyć się o nich mówić.
W spektaklu umiejętnie udało się uchwycić moment przejścia, transgresji, będący niezwykle ważnym etapem w życiu każdego dorastającego człowieka. Bohaterowie są nastolatkami, którzy jeszcze chętnie oddają się zabawie lalkami czy samolotami, ale z drugiej strony postrzegają tę praktykę już jako coś wstydliwego. Obawiają się ośmieszenia, odrzucenia, alienacji. Pokój Niny wypełniają lalki i krępuje się, gdy ma wpuścić do swojego mikroświata Paula – uosabiającego świat zewnętrzny. Słowem – to doskonałe studium psychologiczne i pretekst do podjęcia poważnych rozmów o uczuciach. Rozterki, jakie nękają bohaterów są prawdziwe i zdarzają się każdemu.
Nina i Paul to równocześnie podstępny spektakl, który może wprowadzić realizatorów na minę. Tytuł ten gościł już na polskich scenach teatralnych. Wystawiony został m.in. w Teatrze Maska w Rzeszowie czy Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Wielu inscenizacjom dramatu Refferta (nie tylko polskim) zarzuca się groteskowość i przerysowanie postaci. Taka sytuacja nie miała jednak miejsca w Gliwicach. Z aktorów emanuje świeżość, delikatność… Są rozbrajająco szczerzy i naturalni, a wszystko przychodzi im z niezwykłą lekkością. Fabuła jest nieco naiwna, ale role zostały odegrane po mistrzowsku, a wcielanie się w dzieci to trudna to sztuka.
Duet Domalewska&Wolny gra koncertowo! Są lirycznie romantyczni, niezwykle wrażliwi, a nade wszystko – szczerzy. Wybornie kreują swoje postaci. Przygotowując spektakl dla młodych widzów, który porusza wartkie tematy łatwo popaść w śmieszność. Gliwiccy aktorzy są od tego dalecy. Michał Wolny to młody, 27-letni aktor Teatru Miejskiego w Gliwicach i absolwent wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie, ale na swoim koncie ma udział w wielu nagradzanych produkcjach. Gliwicka publiczność zna go m.in. z roli aktora w Najmrodzkim, czyli dawno temu w Gliwicach, Wieczór kawalerski czy Miłość w Leningradzie. Z kolei Katarzyna Domalewska to świetnie zapowiadająca się aktorka młodego pokolenia, 25-letnia absolwentka Państwowego Policealnego Studium Wokalno-Studyjnego im. Danuty Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Częściej możemy usłyszeć jej głos niż zobaczyć ją na teatralnych desach, ponieważ specjalizuje się w dubbingu.
Reżyserka Roxana Miner zrezygnowała z konceptu stosowanego w innych realizacjach Niny i Paula. Gliwiccy aktorzy nie odgrywają postaci – nauczycielki, rodziców Niny czy jej siostry. Osoby te zostały zastąpione głosami z offu. To ciekawe i rozsądne rozwiązanie. Bohaterowie mogą maksymalnie skupić się na kreowaniu głównych postaci, a i młody widz nie będzie miał problemów z odnalezieniem się w świecie przedstawionym. Kolejnym novum jest realizowanie spektaklu w przestrzeni wyobrażonej – mamy tu pokoje Niny i Paula, szkołę, gospodarstwo rodziców Niny. Tymczasem wcześniejsze polskie inscenizacje osadzały akcję w szkolnej klasie.
Kameralna scena, minimalistyczna, acz niezwykle wymowna scenografia Agnieszki Aleksiejczuk, i nastrojowa muzyka – wszystko to sprawiło, że widzowie zostali wpuszczeni do świata Niny i Paula, i niczym panoptyczni obserwatorzy przyglądają się rozkwitowi znajomości nastoletnich bohaterów. Oniryczna oprawa – wizualizacje i klimatyczna muzyka wprawia w doskonały nastrój, a rozwiązanie scenograficzne jest genialne w swej prostocie. Na skąpanej w mroku scenie znajdują się trzy białe skrzynie. Szybko okazuje się, że posiadają wiele funkcji. Stanowią nie tylko ekran, na którym wyświetlane są barwne obrazy, dynamizujące akcję, uatrakcyjniające przekaz i dodające kolorytu scenicznej akcji, ale… kryją w sobie pokoje dwójki nastolatków, które ukazują się widzom po otwarciu skrzyń. Całość okraszona została sztuką nowych mediów, czyli wizualizacjami, wykonanymi przez Eyecandy Visual, które wprowadzają pierwiastek oniryczności i współczesności zarazem. Całość została gruntownie przemyślana i zrealizowana z dbałością o najmniejszy szczegół.
Nina i Paul to nie tylko przypowieść o zakochanych nastolatkach. Tytułowi bohaterowie to reprezentanci najmłodszego pokolenia, które powoli wchodzi w dorosłość. To tak naprawę opowieść uniwersalna, która aktualna jest w każdym zakątku na kuli ziemskiej. Zmienia się anturaż, okoliczności, ale emocje towarzyszące młodym ludziom stawiającym swój pierwszy krok w chmurach pozostają te same.
Pod płaszczem nieco naiwnej historii miłości dzieciaków ukryto wiele parenetycznych treści. Mamy tu do czynienia na przykład z zagadnieniem relatywizmu – zaznaczono, że historia opowiedziana zostanie z dwóch punktów widzenia, podkreślono różnice w postrzeganiu i opisywaniu świata, różnorodność myśli i poglądów. Znajdziemy tu też odwołania do Goffmanowskiego człowieka w teatrze życia codziennego, który skrywa swoje prawdziwe „ja” za fasadą konwenansów, maską pozorów, a ekspresję tłumi w gorsecie kulturowych norm. Najlepszym tego wyrazem jest scena, w której Nina i Paul, choć darzą się uczuciem, obawiają się, że to im nie przystoi, nie wypada. Zamiast pokonać komunikacyjną barierę i wyartykułować swoje prawdziwe emocje, przerzucają się wyzwiskami. Sztuka pokazuje młodym ludziom, że nie powinni się obawiać swoich uczuć, muszą je oswoić i nauczyć się o nich mówić.
W spektaklu umiejętnie udało się uchwycić moment przejścia, transgresji, będący niezwykle ważnym etapem w życiu każdego dorastającego człowieka. Bohaterowie są nastolatkami, którzy jeszcze chętnie oddają się zabawie lalkami czy samolotami, ale z drugiej strony postrzegają tę praktykę już jako coś wstydliwego. Obawiają się ośmieszenia, odrzucenia, alienacji. Pokój Niny wypełniają lalki i krępuje się, gdy ma wpuścić do swojego mikroświata Paula – uosabiającego świat zewnętrzny. Słowem – to doskonałe studium psychologiczne i pretekst do podjęcia poważnych rozmów o uczuciach. Rozterki, jakie nękają bohaterów są prawdziwe i zdarzają się każdemu.
Nina i Paul to równocześnie podstępny spektakl, który może wprowadzić realizatorów na minę. Tytuł ten gościł już na polskich scenach teatralnych. Wystawiony został m.in. w Teatrze Maska w Rzeszowie czy Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Wielu inscenizacjom dramatu Refferta (nie tylko polskim) zarzuca się groteskowość i przerysowanie postaci. Taka sytuacja nie miała jednak miejsca w Gliwicach. Z aktorów emanuje świeżość, delikatność… Są rozbrajająco szczerzy i naturalni, a wszystko przychodzi im z niezwykłą lekkością. Fabuła jest nieco naiwna, ale role zostały odegrane po mistrzowsku, a wcielanie się w dzieci to trudna to sztuka.
Duet Domalewska&Wolny gra koncertowo! Są lirycznie romantyczni, niezwykle wrażliwi, a nade wszystko – szczerzy. Wybornie kreują swoje postaci. Przygotowując spektakl dla młodych widzów, który porusza wartkie tematy łatwo popaść w śmieszność. Gliwiccy aktorzy są od tego dalecy. Michał Wolny to młody, 27-letni aktor Teatru Miejskiego w Gliwicach i absolwent wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie, ale na swoim koncie ma udział w wielu nagradzanych produkcjach. Gliwicka publiczność zna go m.in. z roli aktora w Najmrodzkim, czyli dawno temu w Gliwicach, Wieczór kawalerski czy Miłość w Leningradzie. Z kolei Katarzyna Domalewska to świetnie zapowiadająca się aktorka młodego pokolenia, 25-letnia absolwentka Państwowego Policealnego Studium Wokalno-Studyjnego im. Danuty Baduszkowej przy Teatrze Muzycznym w Gdyni. Częściej możemy usłyszeć jej głos niż zobaczyć ją na teatralnych desach, ponieważ specjalizuje się w dubbingu.
Reżyserka Roxana Miner zrezygnowała z konceptu stosowanego w innych realizacjach Niny i Paula. Gliwiccy aktorzy nie odgrywają postaci – nauczycielki, rodziców Niny czy jej siostry. Osoby te zostały zastąpione głosami z offu. To ciekawe i rozsądne rozwiązanie. Bohaterowie mogą maksymalnie skupić się na kreowaniu głównych postaci, a i młody widz nie będzie miał problemów z odnalezieniem się w świecie przedstawionym. Kolejnym novum jest realizowanie spektaklu w przestrzeni wyobrażonej – mamy tu pokoje Niny i Paula, szkołę, gospodarstwo rodziców Niny. Tymczasem wcześniejsze polskie inscenizacje osadzały akcję w szkolnej klasie.
Kameralna scena, minimalistyczna, acz niezwykle wymowna scenografia Agnieszki Aleksiejczuk, i nastrojowa muzyka – wszystko to sprawiło, że widzowie zostali wpuszczeni do świata Niny i Paula, i niczym panoptyczni obserwatorzy przyglądają się rozkwitowi znajomości nastoletnich bohaterów. Oniryczna oprawa – wizualizacje i klimatyczna muzyka wprawia w doskonały nastrój, a rozwiązanie scenograficzne jest genialne w swej prostocie. Na skąpanej w mroku scenie znajdują się trzy białe skrzynie. Szybko okazuje się, że posiadają wiele funkcji. Stanowią nie tylko ekran, na którym wyświetlane są barwne obrazy, dynamizujące akcję, uatrakcyjniające przekaz i dodające kolorytu scenicznej akcji, ale… kryją w sobie pokoje dwójki nastolatków, które ukazują się widzom po otwarciu skrzyń. Całość okraszona została sztuką nowych mediów, czyli wizualizacjami, wykonanymi przez Eyecandy Visual, które wprowadzają pierwiastek oniryczności i współczesności zarazem. Całość została gruntownie przemyślana i zrealizowana z dbałością o najmniejszy szczegół.
Źródło:
https://teatrologia.pl/recenzje/magdalena-mikrut-majeranek-przyspieszony-kurs-dojrzewania/