Białoruś obrażona

Białoruś obrażona przypomina dramatyczną kronikę… Subiektywną, pisaną gorączkowo, emocjonalną. Jest wręcz wściekłą relacją z wydarzeń, które miały miejsce niedawno, tuż za naszą wschodnią granicą. Stajemy w obliczu władzy autorytarnej, przed jej fałszywym obliczem niby-demokracji. Z jednej strony barykady samodzierżawca bezwzględny i skuteczny w łamaniu praw oraz swobód obywatelskich, z drugiej ludzie w porywie rozpaczy broniący wszystkiego, co z człowieka czyni obywatela.

CZAS 1 godzina 10 minut
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 10 grudnia 2020 r.
UWAGI Spektakl internetowy https://youtu.be/emuVPdc41rw W spektaklu wykorzystano elementy scenografii i kostiumy ze spektakli Teatru Miejskiego: „Damy i Huzary” (Maria Kanigowska), „Plotka”(Iza Banaszek, Michalina Pawlak) , „Wpuść mnie” (scen. Paweł Brajczewski, Marika Wojciechowska), „Najmrodzki” (scen. Katarzyna Sankowska).

Twórcy

TEKST Andrei Kureichik
REŻYSERIA I INSCENIZACJI Jerzy Połoński
MUZYKA Marcin Partyka
ZDJĘCIA Bartosz Dziuba , Tomasz Wypych
MONTAŻ Bartosz Dziuba
DŹWIĘK Grzegorz Grocholski , Jacek Skorupa
ŚWIATŁO Tomasz Wypych , Dariusz Biernat
KIEROWNIK PLANU, PIROTECHNIKA Marek Migdał

Video

Wiecej o spektaklu

"Białoruś obrażona"

MY kontra WY, Anna Kłapcińska
Dziennik Teatralny Kraków
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

Otwierasz oczy i budzisz się w kraju, który jest Ci obcy. W kraju, w którym jest Ci źle, nie chcesz w nim być. Przed oczami przetaczają się co raz to nowe sceny – z jednej strony okrucieństwa, z drugiej walki o lepszy byt. Kto swój, kto wróg.

To bardzo skrótowe zreferowanie tego z czym mamy okazję się spotkać oglądając przestawienie Teatru Miejskiego w Gliwicach pt. „Białoruś Obrażona” wg tekstu Andrieji Kureichika, a w reżyserii Jana Jerzego Połońskiego.

W pierwszym odruchu – nie chcę tego oglądać, bo to polityczne a ja się chcę trzymać od tej całej polityki z daleka. A w drugim – zobaczę, może w końcu się dowiem o co tam naprawdę w tym chodzi. Tam – w Białorusi, w tym – konflikcie. Oglądam.

Nie żałuję. Nie zawiodłam się. Już wiem.

Poruszający godzinny spektakl. Emocje? Skrajne – od radosnej nadziei, przez rozczulający smutek, po kipiącą złość. Zatem czego chcieć więcej od dobrze wyreżyserowanego i zmontowanego przedstawienia teatralnego, który dzięki Internetowi ma międzynarodowych zasięg. Wybaczcie, ale nie umiem zdecydować, która z postaci, w tym aktorów wywarła na mnie największe wrażenie. Natomiast jestem pod wrażeniem charakteryzacji i kostiumów. I to nadzwyczajne przedstawienie brutalności, bez obrzydzenia czy wulgarności, piękne! Niczego tutaj nie brakuje, ale też w niczym nie dopatrzyłam się przesady, to co widzimy oraz słyszymy składa się na bardzo estetyczną całość. Tak, właśnie estetyczną.

Realia jak najbardziej współczesne – Białoruś. Ojczyzna. Łukaszenko. Wybory. Swietłana. Dwa światy, których losy brutalnie splatają się ze sobą. Dla jednych pokojowa rewolucja, a dla drugich wojna. Jednak obie strony dążą do tego samego – pokoju i wolności, tylko każdy ma swój własny punkt odniesienia. Do tego „organizacja” wyborów w 2020 roku. Miłość. Rodzina. Same ponadczasowe wartości. Zatem ten białoruski konflikt nie dość że można przełożyć na sytuację w innych państwach, to również można odnieść do zupełnie innych sfer życia. Mamy tutaj nawet konflikt wewnętrzny kilku bohaterów, jest i katharsis. I przede wszystkim tekst Andrieija Kureichika, śmiało można stwierdzić, że genialny. Idealnie dobrany do sytuacji język i sformułowania.

Mnogość stawianych pytań retorycznych daje szanse na zastanowienie się – a co byłoby ze mną w takiej sytuacji? Wiele stwierdzeń na długo zapada, ba! wdziera się w pamięć – „nie wolno strzelać do swojego narodu”. Niewiele trzeba, żeby przełożyć to na obecna sytuację w naszym kraju. A to rodzi pytanie – dokąd zmierzasz narodzie? I pamiętać należy, że jest granica bólu, nie tylko fizycznego, bo kiedy boli wszystko, to nic już nie boli. I wcale nie chodzi o zobojętnienie. A w tle miłość – do ojczyzny, do dziecka, do siostry czy brata. Dwojga ludzi. Miłość do siebie. Pełne spektrum tego uczucia oraz jego granicy, za którą czeka nienawiść.

Zatem – na co Wy jesteście gotowi dla miłości?

Źródło:

http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/my-kontra-wy.html

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Czy ktoś widział? Czy ktoś słyszał?, Beata Zwierzyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

9 sierpnia 2020 roku Białoruś została obrażona po raz kolejny. Wyniki wyborów prezydenckich zostały sfałszowane przez prezydenta Alaksandra Ryhorawicza Łukaszenkę.Tekst sztuki napisał Andrei Kureichik, premiera spektaklu w reż. Jerzego Jana Połońskiego odbyła się 10 grudnia 2020 roku w Teatrze Miejskim w Gliwicach.

Przy tworzeniu spektaklu oraz montażu zastosowano rozwiązania filmowe. Sztuka jest dzięki temu nie tylko interesująca pod względem fabularnym, ale również cieszy oko jako przemyślany zapis filmowy. Ujęcia z różnych perspektyw dodają dynamiki, a kreatywne przejścia między scenami tworzą „labirynt zdarzeń” – jak to określił reżyser.

Scena to ciągła transformacja miejsc i bohaterów „Białorusi Obrażonej”. Postacie poznajemy w kontekście roli społecznej oraz jako indywidua posiadające swoje unikalne historie, cechy oraz bliskich. Uważam, że to jeden z najważniejszych kwestii, jakie poruszyli twórcy. Przykładowo Sęp (Łukasz Kucharzewski) to nie tylko jeden z milicjantów, których widzieliśmy w telewizji podczas protestów, ale również przyszły mąż, gwałciciel siostry narzeczonej i wysportowany mężczyzna z siłowni. Te zestawienia pokazuje, kto kryje się pod społecznymi maskami. Każdy bohater ma swoje własne pobudki do działań i historię… Nawet prezydent.

W czasie naszej podróży przez wybory sierpniowe prezydenckie i protesty poznajemy obie strony konfliktu: prezydenta Łukaszenkę (Błażej Wójcik), ORMO’wców i komitet wyborczy z nauczycielką na czele (Aleksandra Maj); po drugiej stronie barykady: kandydatka opozycji występująca w imieniu uwięzionego męża „Nową” (Karolina Olga Burek), demonstrantów – „Pozytywną” (Antonina Federowicz) i demonstranta „Martwego”. Pojawiają się również tacy bohaterowie jak: Masza – narzeczona Sępa (Anna Maria Moś) oraz syn Łukaszenki (Maciej Piasny).

Każda strona konfliktu ponosi straty. Łukaszenka i jego rodzina muszą uciekać z kraju w kamizelkach kuloodpornych, Masza zrywa zaręczyny z Sępem, protestanci przechodzą piekło w rękach ORMO, a niektórzy z nich nawet tracą życie.

„Białoruś Obrażona” jest pełna symboli. Jednym z motywów przewodnich są barwy historycznej (pierwszej po upadku ZSRR) flagi białoruskiej – biały-czerwony-biały. Kolory pojawiają się fizycznie – plamy krwi na sukni ślubnej, a także w formie metaforycznych wypowiedzi demonstrantów. Usłyszymy też najsłynniejszy utwór barda Solidarności – „Mury” w wersji białoruskiej („Разбуры турмы муры”).

„Białoruś Obrażona” nie należy do sztuk łatwych i przyjemnych. Gdyż jest artystyczną relacją wydarzeń na Białorusi. Jest to zatem historia pełna złości, smutku i przemocy. Biało-krwawo-biała.

„A Ty, ile jesteś w stanie zrobić dla miłości?” – cytat ze sztuki.

Źródło:

http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/czy-ktos-widzial-czy-ktos-slyszal.html

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Zmęczeni strachem w oblężonym kraju, Małgorzata Klimczak
Dziennik Teatralny Szczecin
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

Przemoc, strach, panika, ból, śmierć i determinacja – obraz dzisiejszej Białorusi w spektaklu „Białoruś Obrażona” łączy w sobie wszystkie te elementy. Przejmujący, nowocześnie pokazany, wciągający spektakl jest ważnym głosem o współczesnej Europie.

Jerzy Jan Połoński od początku tworzył wersję filmową spektaklu. „Białoruś Obrażona” to w połączenie Teatru Telewizji i teledysku. Dynamiczne, krótkie sceny pozawalają nam przenosić się z miejsca na miejsce i niemal symultanicznie oglądać przebieg wydarzeń, a dzieje się dużo.

Po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi w ubiegłym roku na ulice miast wyszli zdesperowani ludzie. Rządzący Białorusią niezmiennie od 26. lat prezydent Aleksandr Łukaszenka rozkazał brutalnie tłumić ich protesty, a represje aparatu władzy dotknęły tysięcy obywateli. Andrei Kureichik stworzył w „Białorusi obrażonej” sztukę interwencyjną. Więcej w niej rzeczywistości niż fikcji. Nie przepadam za teatrem publicystycznym, teatrem, w którym dosłowność bierze górę nad sztuką wyobraźni, nad głębszą refleksją. W „Białorusi Obrażonej” nie doświadczam żadnych tego rodzaju emocji, chociaż oglądam coś w rodzaju kroniki wydarzeń. To zasługa bohaterów, którzy nie są papierowymi postaciami, ale ludźmi z krwi i kości.

To również zasługa reżysera, który skupia się na bohaterach i pokazuje drastyczność sytuacji nie epatując jednocześnie krwią i przemocą, o co nie jest trudno w takich spektaklach. Wszystko jest tu zaledwie zarysowane, zagrane, zawarte w emocjach, a mimo to mocne.

Wybory prezydenta na Białorusi i powyborcze protesty przez wiele miesięcy zajmowały ludzi w całej Europie i nie tylko. W tej sztuce mamy możliwość zobaczyć, jak to wyglądało z perpsektywy zwykłych ludzi stojących po dwóch stronach barykady. Wchodzimy głęboko w ich świat, na co pozwala forma tego spektaklu. Jesteśmy w siłowni, w której ćwiczą młodzi milicjanci przechwalając się swoimi wyczynami. Wydaje im się, że są patriotami, bo bronią władzy, ale przy tym mają sporo frajdy, bo mogą się wyżyć na innych, pokazać swoją siłę, bo w grupie przecież siła. Oglądamy młode kobiety szykujące się na wesele, bezstrosko rozmawiające o sukienkach. Ich beztroska skończy się, kiedy wyjdą na ulice i zderzą się z brutalną rzeczywistością, czyli z milicjantami zdecydowanie przekraczającymi własne uprawnienia. Widzimy dyrektorkę szkoły (bardzo dobra Aleksandra Maj), która za wszelką cenę pragnie utrzymać swój status społeczny i dotrwać do emerytury. Staje na czele komisji fałszującej wybory, bo w jej przekonaniu robi to „dla dobra sprawy”. Widzimy też samego Łukaszenkę w domu, jego strach i panikę, kiedy przez chwilę myśli, że tym razem to koniec. I jego syna, który jest typowym dzieckiem dygnitarza żyjącym w szklanej bańce.

Wydarzenia przyspieszają. Wiemy, że dojdzie do konfrontacji, że emocje tych ludzi będą musiały znaleźć ujście, zderzyć się sobą. Wiemy, że nadciąga coś złego, coś nieuniknionego. Kto tym razem wygra? Protestujący czy władza? Te pytania zadajemy sobie oglądając każdy konflikt na świecie. Te pytania zadawaliśmy sobie w 1980 roku, kiedy chodziło o nas samych i zadajemy je sobie w 2021 roku, kiedy znowu chodzi o nas samych. Nie zawsze jest tak samo drastycznie, ale zawsze chodzi o to samo – o wolność jedności, o prawa człowieka, o uczciwość i człowieczeństwo.

Trudno jest zrobić spektakl ocierający się mocno o politykę bez politykierstwa. Zarówno autorowi tekstu, jak i reżyserowi, udało się znaleźć taką formę, która wydaje się idealna. Wykorzystując nowoczesne technologie, ujęcia typowe dla filmu czy teledysku, Jerzy Jan Połoński nie zapomniał, że jesteśmy w teatrze, że patrzymy na ludzi i chcemy widzieć ludzi, a nie aktorów odgrywających role.

Nie należy zapominać również o wydźwięku społecznym, jaki niesie ze sobą „Białoruś Obrażona”. Dzisiaj chodzi o Białoruś, a jutro…

Źródło:

http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/zmeczeni-strachem-w-oblezonym-kraju.html

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Kronika przebudzenia, Henryk Mazurkiewicz
teatralny.pl
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

„Białoruś obrażona przypomina dramatyczną kronikę… subiektywną, pisaną gorączkowo, emocjonalną, często wręcz wściekłą relację z wydarzeń, które miały miejsce niedawno, tuż za naszą wschodnią granicą” – uprzedzają twórcy i nie sposób się z nimi nie zgodzić.

Bo taką dokładnie jest napisana przez Andrieja Kurejczyka sztuka, za literą i duchem której wiernie podążają. Jest świadectwem artystycznym wyjątkowego i, być może, najważniejszego wydarzenia w historii Białorusi od czasów uzyskania przez nią niepodległości. W nim również chodzi o wolność. Tym razem od uzurpatora i autokraty, który ponad ćwierćwiecze rządzi krajem niczym swoim dziedzicznym księstewkiem. Przy czym wolność tę Białorusini opłacili – jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi – własną krwią, której najwięcej przelano w owe infernalne pierwsze trzy dni i noce sierpniowych protestów. Stąd owa emocjonalność, jak też subiektywność bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Autor jest jednym z członków Rady Koordynacyjnej, struktury oporu mającej zapewnić pokojowy transfer władzy.

Gorączkowość zaś bierze się z tego, że Kurejczyk postanowił działać niemalże natychmiastowo. Swoje dzieło ukończył już we wrześniu ubiegłego roku, nie czekając na ostateczne wyniki narodowego zrywu. Starał się utrwalić ówczesne nastroje i myśli, wiedząc, że z upływem czasu niejedno zatrze się i wyblaknie, jak też zniekształci się pod ciężarem późniejszej wiedzy. Dla niektórych już teraz lato 2020 roku zaczyna powoli stawać się częścią historii, nowego mitu założycielskiego, legendy zarazem pięknej i tragicznej. Warto więc było uchwycić półtony i subtelności, których nie będzie tak łatwo odtworzyć nawet dzięki licznym materiałom dokumentalnym. Tak jak wypadałoby też dokonać pierwszej próby analizy i syntezy zaszłej sytuacji. Podobnej w pewien sposób do tej, którą znajdziemy w napisanym w 2003 roku Niebie, przypomnianym nie tak dawno polskiej publiczności dzięki wspaniałemu czytaniu zrealizowanemu przez Teatr Modrzejewskiej w Legnicy. W dziele tym sportretowane zostaje pokolenie młodych osób, które przepuszczone przez biurokratyczno-marazmatyczną maszynkę państwową, już wówczas poczuło na własnej skórze, ku czemu to wszystko nieubłagalnie zmierzało. Była to Białoruś na równi pochyłej. Nazbyt dobrze pamiętająca upadek Związku Radzieckiego i chaos transformacji ustrojowej, żeby dało się ją omamić skromnymi sukcesami gospodarczymi i obiecankami upragnionej stabilności. Skrzywdzeni. Białoruś (pod takim tytułem sztukę w tłumaczeniu Jakuba Adamowicza opublikowano w grudniowym numerze miesięcznika „Dialog”) jest natomiast, jak wyżej, „dramatyczną kroniką” budzącego się społeczeństwa, które uświadamia sobie rozmach i natężenie istniejących w nim od dawna konfliktów.

„Białoruś obrażona przypomina dramatyczną kronikę… subiektywną, pisaną gorączkowo, emocjonalną, często wręcz wściekłą relację z wydarzeń, które miały miejsce niedawno, tuż za naszą wschodnią granicą” – uprzedzają twórcy i nie sposób się z nimi nie zgodzić.

Bo taką dokładnie jest napisana przez Andrieja Kurejczyka sztuka, za literą i duchem której wiernie podążają. Jest świadectwem artystycznym wyjątkowego i, być może, najważniejszego wydarzenia w historii Białorusi od czasów uzyskania przez nią niepodległości. W nim również chodzi o wolność. Tym razem od uzurpatora i autokraty, który ponad ćwierćwiecze rządzi krajem niczym swoim dziedzicznym księstewkiem. Przy czym wolność tę Białorusini opłacili – jakkolwiek patetycznie to nie zabrzmi – własną krwią, której najwięcej przelano w owe infernalne pierwsze trzy dni i noce sierpniowych protestów. Stąd owa emocjonalność, jak też subiektywność bezpośredniego uczestnika wydarzeń. Autor jest jednym z członków Rady Koordynacyjnej, struktury oporu mającej zapewnić pokojowy transfer władzy.

Gorączkowość zaś bierze się z tego, że Kurejczyk postanowił działać niemalże natychmiastowo. Swoje dzieło ukończył już we wrześniu ubiegłego roku, nie czekając na ostateczne wyniki narodowego zrywu. Starał się utrwalić ówczesne nastroje i myśli, wiedząc, że z upływem czasu niejedno zatrze się i wyblaknie, jak też zniekształci się pod ciężarem późniejszej wiedzy. Dla niektórych już teraz lato 2020 roku zaczyna powoli stawać się częścią historii, nowego mitu założycielskiego, legendy zarazem pięknej i tragicznej. Warto więc było uchwycić półtony i subtelności, których nie będzie tak łatwo odtworzyć nawet dzięki licznym materiałom dokumentalnym. Tak jak wypadałoby też dokonać pierwszej próby analizy i syntezy zaszłej sytuacji. Podobnej w pewien sposób do tej, którą znajdziemy w napisanym w 2003 roku Niebie, przypomnianym nie tak dawno polskiej publiczności dzięki wspaniałemu czytaniu zrealizowanemu przez Teatr Modrzejewskiej w Legnicy. W dziele tym sportretowane zostaje pokolenie młodych osób, które przepuszczone przez biurokratyczno-marazmatyczną maszynkę państwową, już wówczas poczuło na własnej skórze, ku czemu to wszystko nieubłagalnie zmierzało. Była to Białoruś na równi pochyłej. Nazbyt dobrze pamiętająca upadek Związku Radzieckiego i chaos transformacji ustrojowej, żeby dało się ją omamić skromnymi sukcesami gospodarczymi i obiecankami upragnionej stabilności. Skrzywdzeni. Białoruś (pod takim tytułem sztukę w tłumaczeniu Jakuba Adamowicza opublikowano w grudniowym numerze miesięcznika „Dialog”) jest natomiast, jak wyżej, „dramatyczną kroniką” budzącego się społeczeństwa, które uświadamia sobie rozmach i natężenie istniejących w nim od dawna konfliktów.

Chwilowe połączenia tych światów, ich zderzenie i przeciwstawienie, przenikanie się i nakładanie, wciąga i robi wrażenie. Zarówno pod względem dbania o drobne detale, jak też zaangażowania aktorów i aktorek jakże trafnie dobranych do swych ról. Świetni są właściwie wszyscy. Szczególnie zaś zapada w pamięć kreacja Mariusza Galilejczyka. Półnagi, ochlapany krwią, w drugiej części spektaklu staje się niesprawiedliwie umęczoną, błąkającą się duszą. Upiorem scenicznego uniwersum i personifikacją dokonanej przemocy. W jednej krótkiej scenie stoi obok Starego i śpiewa mu wprost do ucha o zerwaniu kajdanków. W melodramatycznym zaś finale, poprzedzonym krótkimi, podsumowującymi wyznaniami wszystkich bohaterów, zobaczymy go stojącego na małym podeście. Ramię w ramię z Pozytywną, której nie był w stanie odbić u zwyrodnialców w kominiarkach. Lecz strachu i nienawiści w ich spojrzeniach już nie zobaczymy. Pozostała tylko bliska przekonaniu nadzieja, że wszystko to nie było na darmo. Że mury – jak u Kaczmarskiego, którego słynny hymn „Solidarności” w tłumaczeniu Andrieja Chadanowicza na język białoruski, stał się też hymnem białoruskich protestów – niedługo runą. Runą i pachawają swiet stary.

Źródło:

https://teatralny.pl/recenzje/kronika-przebudzenia,3229.html?fbclid=IwAR1wxvQt7cnPsMTpSGWhUP-mNAuBT5jbB9Aqso5B7DZDWIXI5PKoInqpc7Y

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Białoruś obrażona, Rafał Turowski
rafalturow.ski
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

To nie jest fikcja, niestety, to się dzieje naprawdę. Niecałe 200 km od Warszawy zaczyna się świat, którego nie chcemy znać, świat z aresztowaniami, torturami, zabójstwami i szykanami na porządku dziennym; świat, w którym omonowiec może zrobić z zatrzymanym co tylko zechce i nie poniesie za to żadnych konsekwencji; świat, w którym ludzie giną bez wieści i najbliższym „radzi” się, żeby lepiej nie szukali. Oto Białoruś, na której mści się jej przywódca; w której do więzień wsadza dzieci; zamyka za karę „zbuntowane” teatry, wyrzuca studentów z uczelni i zwalnia ludzi z pracy, co w tej sytuacji wydać się być nieledwie nagrodą.

Nie, nie oglądamy jednak bieżącej publicystyki, ten spektakl to klasyczna zupełnie tragedia, rozgrywająca się jednak nie tyle między władzą a ludem, a – w tejże władzy gabinetach i więzieniach, powstała z rozpaczy, furii i bezsilności, i takie też wywołuje emocje. Oglądałem głęboko poruszony, z wściekłością wynikającą – właśnie – z bezsilności, co bowiem można w tej sprawie zrobić? Niby niewiele, a jednak… – po prostu interesujmy się tym, co tam się dzieje, niech nam się nie wydaje, że świat się kończy na Bugu w Terespolu, nasza zwykła ludzka solidarność, zainteresowanie, są tam dziś bardzo potrzebne, najpotrzebniejsze. Białoruś obrażona jest jednym z najlepszych projektów onlajnowych, jakie powstały w polskim teatrze w czasach zarazy, z fantastycznymi rolami gliwickich aktorów. Obejrzyjcie koniecznie, uprzedzam – nie będzie ani miło ani przyjemnie, jednak – i warto i – trzeba.

Źródło:

https://www.rafalturow.ski/teatr/teatr-miejski-w-gliwicach

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Rewolucja 2.0, Michał Centkowski
Newsweek Polska
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

Pandemiczna premiera sztuki Andreia Kureichika „Białoruś obrażona” w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego to jedna z najlepszych produkcji teatru online.

Pełna emocji kronika wydarzeń politycznych na Białorusi, choć opowiadana z drobiazgowością dokumentu, ma w sobie coś z antycznej tragedii. Dzięki znakomitej pracy kamery (Bartosz Dziuba) oraz dynamicznemu montażowi to przedstawienie łączy w sobie elementy teatru telewizji, filmu i klasycznej inscenizacji. W tej poruszającej opowieści o buncie młodych przeciw skorumpowanej, autorytarnej władzy przyglądamy się bohaterom wywodzącym się z różnych światów, w których życia brutalnie wtargnęła polityka. Nie brak w tym spektaklu mocnych obrazów przemocy i poruszających metafor – jak ślady krwi na sukni Panny Młodej układające się w barwy białoruskiej flagi. Główni bohaterowie, choć inspirowani rzeczywistymi postaciami, ukazani są niczym figury antycznego dramatu. Atutem spektaklu jest znakomite aktorstwo. Świetny jest Błażej Wójcik jako Stary, upozowany na mafijnego Ojca Chrzestnego Łukaszenka, przywodzący na myśl bohaterów Masłowskiej młody buntownik Martwy ( w wykonaniu Mariusza Galilejczyka) oraz wierna systemowi Nauczycielka w wykonaniu Aleksandry Maj. To świetnie zrealizowany i pełnokrwisty teatr polityczny.

Źródło:

https://www.newsweek.pl/kultura/kulturalny-przewodnik-newsweeka-najlepsze-filmy-muzyka-ksiazki-spektakle/67z0m1e

Pobierz recenzję .pdf

"Białoruś obrażona"

Białoruś u mnie w pokoju, Agata Passent
agatapassent.blog.polityka.pl
Sylwetka kobiety, w skrępowanych rękach trzyma buty na obcasie. Sukienka poplamiona jest krwią

Tylko trzy lata do emerytury mi zostało i odejdę z tej telewizji. Tylko czterysta tysięcy do spłaty tej inwestycji, o, tu jeszcze dach został do położenia, woda podłączona i na koniec drogę robimy, i odejdę z tego ministerstwa. Tylko moja córka zda na studia, a rzucę robotę w tej policji. Każdego dnia niejeden tak sobie tłumaczy i wypisuje usprawiedliwienia, jeśli nie stać go na to, by ryzykować życie na barykadach z miłości do kraju. Teoretycznie bezrobocia nie ma, za to wielkanocny koszyk inflacyjny poświęcony i chleb drożeje.

Rezonuje to wszystko w głowie, gdy oglądam sztukę „Białoruś obrażona”. Po 37 latach pracy w jednej szkole, na trzy lata przed emeryturą, trudno jakieś ryzyk-fizyk odstawiać, uczniów porzucać, trasę zmieniać, nawyki wywracać, a tyle lat przepracowała jedna z głównych bohaterek sztuki jako nauczycielka. Poczucie bezpieczeństwa, karierę, dyscyplinę, wyniki uczniów zawdzięcza dbającemu o wszystkich Aleksandrowi Łukaszence. Gra ją brawurowo Aleksandra Maj – nie znałam tej aktorki, a Wy? No cóż, dawno nie byłam w teatrze.

Aż się stęskniłam za teatrem na tyle, że zaryzykowałam i wybrałam się do Teatru Miejskiego w Gliwicach. Teatr legalnie, a nie w podziemiu teatralnym, udostępnia na YT sztukę pt. „Białoruś obrażona” w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego. Tekst napisał Andrei Kureichik, a przełożył Dariusz Jezierski. Usiadłam przed komputerem po całym dniu pracy zdalnej i nauczaniu zdalnym dwojga synów, z lękiem, że nie dam rady, że teatr online to pomyłka, że zasnę nad laptopem – pandemia nas wszystkich, nawet zdrowych jeszcze, wysysa z sił i entuzjazmu.

Założyłam lepsze buty i żakiet. Dziwnie, groteskowo, żałośnie, obok za ścianą zamiast szumu publiczności słyszałam, jak starszy syn gra na konsoli, młodszy rozsypał owsiane ciastka, niech leżą, mama wyszła do teatru.

Jednak poczucie bezradności, że tuż obok, za naszą granicą, Białorusinki i Białorusini z białymi wstążkami na nadgarstkach są pałowani, mordowani, wywożeni, że mają poczucie bycia niepotrzebną plamą na mapie, ja nie mogę skutecznie pomóc, a nasz rząd jest tak pochłonięty chwaleniem się, że super idzie nam gospodarczo i szczepiennie, spowodowało, że spektakl obejrzałam. No bo co możemy zrobić dla Białorusi poza interesowaniem się, współodczuwaniem?

Współodczuwanie nie okazało się trudne, bo reżyser, operator (operator w teatrze, ale heca, co?!) oraz autor zahaczyli mnie od razu. Tekst jest gorący jak reportaż pisany messengerem prosto z protestów, i to przez kilkunastu bohaterów. To właściwie kolaż monologów, zapewne bazujących na autentycznych relacjach uczestników białoruskich protestów, i to z obu stron barykady. Dzięki tej formie nie ma tu nabzdyczenia romantyczno-patriotycznego. Mamy młodych, nagrzanych mięśniaków z OMON, nakręconych propagandą, sterydami z siłki, wypłatami za torturowanie protestujących, ale mamy i młode dziewczyny, w tym jedną w sukience gotowej do ślubu, które wierzą w zwycięstwo.

Mamy też punkt widzenia tak dobrze mi znany, że chwilami miałam wrażenie, że tekst napisała jakaś polska dramaturżka lub reporter. To właśnie ci bierni. Ci gardzący protestami, bo są w kokonie, nakryli się kocem, wolą się nie bać. Mają dobrą państwową posadę, tylko kilka lat do emerytury, a może odziedziczyli lęki po babciach i dziadkach z czasów wojny, a wraz z nimi lęk przed represjami? Są też ci, którym bliskość Rosji odpowiada, „jeden kraj od Brześcia do Władywostoku”…

Spektakl łapie widoczną i u nas na ulicach zmianę: protesty są inne niż te z czasów Praskiej Wiosny czy naszych lat 80., bo mamy czasy po rewolucji Steve’a Jobsa. „Ci przeklęci obserwatorzy wszystko nagrywają”, skarży się jeden członek formacji OMON ubrany w czarną kominiarkę i maseczkę. Tak, „dobrze, że jest koronawirus”. Policjant, pałując dziewczęta na ulicy, zauważył koleżankę z aquaparku. Chyba go nie poznała zza maski?

Tekst Andreia Kureichika otwiera rewelacyjny monolog samego dyktatora. Dyktator nienawidzi teatru. Gardzi nim, bo z teatru nie ma pożytku, bo na scenie „dorośli ludzie stroją miny, tyłkami kręcą” i nie wszyscy mówią prawdę. Lepiej na traktor ich posłać. Na wsi nie ma teatru. Brzmi znajomo, wykształciuchy, prawda?

Teatr online nie zastąpi mi teatru na żywo, ale spektakl Jerzego Jana Połońskiego to dowód na to, że przeżyje ten teatr, który się szybko dostosuje. Połoński puste wnętrze Teatru Miejskiego w Gliwicach zapełnił nie widzami – zamknięte przecież – ale akcją. Oto aktorzy mówią do nas z foteli teatralnych. Z korytarza. Z piwnicy przerobionej na siłownię. Na scenie zamiast desek – murawa piłkarska. Kibole ultrasi drużyny Bate Białoruś szykują się do walki, ale nie w lidze, tylko o wolność. Pusty teatr w pandemii nie musi być martwy i smutny – może cały być sceną.

A co ze spojrzeniem widza? Do niedawna naszym wzrokiem kierowały światło i dźwięk. Teraz magnesem jest kamera. Bywają momenty, że aktor wpada w manierę znaną nam z zooma czy youtube’a. Internet zmienił telewizję, teledyski, randki i wykłady, to i teatr nie może pozostać kostyczny. Reżyser i aktorzy mają nie lada wyzwanie. Nie mając kontaktu z widzem, muszą być gotowi na to, że oglądając sztukę, widz jednocześnie może je owsiankę, bo jest świt? A może ogląda monolog Aleksandry Maj w słuchawkach, bo nie chce budzić w nocy trójki dzieci?

Teatr online oznacza, że jeden spektakl może „pomieścić widzów” z całej planety, ale tak naprawdę to aktorzy goszczą raczej u nas w domach, smartfonach itp. i muszą wyjść z siebie do nas.

Źródło:

https://agatapassent.blog.polityka.pl/2021/04/12/bialorus-u-mnie-w-pokoju/

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach