Pokojówki

Miłość – strach – oddanie – nienawiść – uwielbienie – pogarda. Sprzeczności, których u Geneta jest mnóstwo, gdyż są tak bardzo „ludzkie” i zarazem tak przerażające… W „Pokojówkach” autor zanurza się w meandry ludzkiej psychiki odsłaniając moralne niepokoje, klasowe i „rasowe” podziały i uprzedzenia. W tym tkwi największa siła genetowskiej twórczości.

Kameralna realizacja „Pokojówek” Geneta wpisuje się w kameralny nurt programowy Teatru Miejskiego w Gliwicach wymagający pełnego zaangażowania się w przedstawienie. Z ostatnich propozycji repertuarowych należą do niego „Tchnienie” Duncana Macmillana, który poruszał temat ekologii i odpowiedzialności człowieka za zmiany klimatu oraz „Powrót” Michała Zdunika i Beniamina Bukowskiego, w którym obserwujemy pełne napięcia i bólu relacje rodzeństwa próbującego rozliczyć się z przeszłością.

„Problem złożonych osobowości, różnorodnych, często skonfliktowanych wewnętrznych person, tworzących psychiczny portret każdego z nas jest zagadnieniem, na którym w naszym spektaklu skupiamy się najbardziej. Tak jak w eksperymencie profesora Zimbardo w każdym z nas mieszka biały i czarny wilk. I tylko od nas zależy, którego z nich karmimy… Zaburzenie jest słowem kluczem, za pomocą którego próbujemy się człowiekowi przyjrzeć. A może przejrzeć…? Bo teatr jest lustrem.„ – mówi Jerzy Jan Połoński, reżyser spektaklu

SCENA Kameralna
CZAS 1 godzina 10 minut, bez przerwy
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 4 września 2021 r.

Twórcy

TEKST Jean Genet
PRZEKŁAD Jan Błoński
REŻYSERIA Jerzy Jan Połoński
SCENOGRAFIA I KOSTIUMY Joanna Martyniuk
MUZYKA Marcin Partyka

Video

Wiecej o spektaklu

"Pokojówki"

Świat to niekończąca się inscenizacja, Magdalena Mikrut-Majeranek
teatrologia.info
Dwie kobiety leżą na podłodze. Obok stoi krzesło

Mroczne, psychodeliczne, wwiercające się w umysł. Pokojówki w Teatrze Miejskim w Gliwicach nie dają o sobie zapomnieć. Kryminalna historia z psychodramą w tle, po trosze także thriller erotyczny, niebanalna narracja i świetna gra aktorska – tak w skrócie można opisać przedstawienie, którym gliwicka scena zainaugurowała nowy sezon artystyczny.

Pokojówki to spektakl powstały na podstawie dramatu Jeana Geneta w przekładzie Jana Błońskiego. Za reżyserię odpowiada Jerzy Jan Połoński, który świetnie dawkuje emocje i trzyma widzów w napięciu. Z kolei autorką scenografii i kostiumów jest Joanna Martyniuk.

Jean Genet, francuski dramatopisarz, miał mroczną przeszłość. Sierota, uciekinier z domów poprawczych i dezerter z armii francuskiej postanowił zająć się pisaniem podczas odbywania kary w podparyskim więzieniu we Fresnes. Nie dziwi zatem fakt, że skreślone jego piórem sztuki podejmowały trudne tematy wykluczenia społecznego, wyobcowania i braku porozumienia. Doskonałym tego przykładem są Pokojówki, które zresztą zostały napisane przez Geneta w więzieniu w 1946 roku.

Różne były już odsłony Pokojówek prezentowanych na scenach polskich teatrów. W spektaklu Jacka Zembrzuskiego z 1980 roku, który wystawiono w Teatrze Stara Prochownia w Warszawie, Panią grał Jerzy Kryszak. W 1997 roku Krzysztof Nazar, wystawiający Pokojówki w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, postanowił wyrugować tę postać ze sztuki. Z kolei w inscenizacji z 2009 roku, reżyserowanej przez Grzegorza Wiśniewskiego, w role Claire i Solange wcielili się panowie. W gliwickiej wersji zdecydowano się na zgoła odmienne rozwiązanie, które otwiera kolejne pola do interpretacji scenicznego przekazu. Ciekawym zabiegiem jest bowiem wprowadzenie lalki jako jednej z bohaterek, animowanej przez aktorkę. Taki koncept dobrze sprawdziłby się w realizacjach Iwony, księżniczki Burgunda Gombrowicza, ale i tu stanowi strzał w dziesiątkę. Pani, w rolę której wciela się Iga Bacewicz, została przedstawiona jako kukła. Jej odrealnienie przypomina nieco królową Francji Marię Antoninę, która zapisała się na kartach historii jako ta, która radziła swoim poddanym, aby jedli ciastka, gdy skończył im się chleb…

Kameralny spektakl przenosi widzów w świat kobiet o niespełnionych marzeniach, obdarzonych bagażem negatywnych doświadczeń, uginających się pod ciężarem lęków i uwikłanych w trudne relacje społeczne. Bohaterki jednoaktówki zamiast żyć własnym życiem, zamykają się w zmyślonym świecie i pod nieobecność Pani bawią się w teatr, odgrywając napisane przez los role. Twórcy spektaklu zapuszczają się w najciemniejsze strony ludzkiej psychiki i zgłębiając jej meandry, pokazują mnogość postaw, rozdwojenie tożsamości i potrzebę uzewnętrzniania swoich myśli. Na scenie obserwujemy walkę bohaterek z własną psychiką, ze sobą, ze światem… szybko zmieniają role, przywdziewają kolejne maski – ot, istota proteuszowej tożsamości!

Siłą spektaklu są mocno zarysowane role kobiece. Antonina Federowicz jako pokojówka Claire i Aleksandra Maj – sceniczna Solange stworzyły świetny duet. Zbudowały wyraziste, silne postaci zafiksowane na punkcie zabójstwa. Wzajemnie przyciągają się niczym magnes, a jednocześnie odpychają. Kochają i nienawidzą, spierają i godzą. Są siostrami? A może kochankami? Kapłankami? Powietrze wibruje od buzujących w nich emocji. Podczas godzinnego spektaklu widz obserwuje ich wewnętrzną walkę z formą, konwenansami, marzeniami, ale i własnymi lękami.

Claire oraz Solange to dwie skomplikowane osobowości, które w dzisiejszych czasach wymagałyby solidnej psychoanalizy i terapii. Knują i kłamią. Przez spreparowany przez nie donos Pan trafił do więzienia, lecz ku ich rozpaczy szybko został zwolniony. Zatracają się w snutych przez siebie opowieściach, budując wokół siebie barykady, które oddzielają je od zwykłego życia. To postaci skonfliktowane wewnętrznie, które za cel postawiły sobie uśmiercenie chlebodawczyni. Czy przyniesie im to ukojenie i wyzwolenie? Nikt nie jest tego w stanie zapewnić. Kłamią, lawirują i tkają wokół siebie pajęczynę z podejrzeń, zmarnowanych szans, niedopowiedzeń, przemilczeń… Kanalizują negatywne emocje i całą swoją energię skupiają na snuciu planu zabójstwa chlebodawczyni, którą uznały za kozła ofiarnego. Kobiety zastosowały mechanizm opisany przez René Girarda. Przeżywając kryzys własnej tożsamości i czas zaburzenia równowagi, wybrały ofiarę, która stała się obiektem ich agresji – co prawda stłumionej, bo potajemnej. Demonizują Panią, starając się usankcjonować projektowany akt przemocy. Tymczasem okazuje się, że chlebodawczyni nie tylko dzieli się z nimi swoimi strojami, ale także chce rzucić wszystko i wyjechać za mężem do kolonii karnej.

Składa się to na obraz osób wyobcowanych ze społeczeństwa, porzuconych, zdegradowanych. Co noc zamykają się w czterech ścianach domostwa i odprawiają mroczny rytuał. Kradną nie tylko suknie pracodawczyni, ale i jej osobowość, a następnie wcielając się w nią, odgrywając kolejne sceny z jej życia. W finale mistyfikacja wymyka się spod kontroli, a cienka linia życia zostaje przerwana. Plan pokojówek nie został jednak zrealizowany, a śmierć poniosła jedna z jego autorek. W tym miejscu wypada zaznaczyć, że spektakl zamyka iście filmowa scena pantomimy, w której Solange – Aleksandra Maj, składa ręce w geście poddania się, a jej wymowna mimika mówi więcej niż tysiąc słów. Światło gaśnie, a widz zostaje sam na sam ze swoimi przemyśleniami.

Dramat Geneta to traktat o nienawiści, wręcz patologicznej, rodzącej się z odrzucenia. Przez pryzmat Pokojówek możemy postrzegać kondycję osób znajdujących się na najniższym stopniu drabiny zależności międzyludzkich. Sztuka Geneta to także opowieść o odwiecznym konflikcie klasowym i odzwierciedlenie stosunków społecznych. Nic nie jest białe albo czarne. Istnieje mnóstwo odcieni szarości. Realizatorom Pokojówek udało się je dostrzec i wyeksponować. Jak wskazuje Jerzy Jan Połoński, reżyser spektaklu, powołując się na profesora Philipa Zimbardo, w każdym z nas drzemie zarówno biały, jak i czarny wilk. To, który z nich zostanie nakarmiony, zależy wyłącznie od nas. I właśnie owo rozdwojenie jaźni, dwubiegunowość udało się świetnie pokazać na Małej Scenie Teatru Miejskiego w Gliwicach. To kolejny dobry spektakl, który zagości w repertuarze. Choć mroczny, niepokojący, warto poświęcić godzinę, aby zagłębić się w ten świat.

Historia dwóch pokojówek jest pikantna i złożona, a całość została doprawiona psychodeliczną scenografią i odgłosami bijącego serca. Widz, zajmując miejsce na widowni gliwickiej Małej Sceny, zostaje osaczony przez ciemność i krwawe szaty zwisające z sufitu. Bohaterki ubrane są w ascetyczne, czarne suknie zwieńczone białymi kołnierzykami. Skromnie i schludnie. Scenografia jest oszczędna, wbrew upodobaniom samego Geneta, który przywiązywał wielką wagę do dekoracji. We wstępie do dramatu skrzętnie wyliczył elementy znajdujące się w pokoju Pani, jak m. in.: meble z epoki Ludwika XV, łóżko, toaletka, komoda, kwiaty czy koronki. W wersji gliwickiej dominuje minimalizm. Na środku sceny ustawiono przezroczystą tubę – przestrzeń laboratorium, w której bohaterki płynnie zmieniają swoją tożsamość. To tam dochodzi do rytuału przejścia. Claire-Solange, Claire-Pani, Solange-Claire – piętrzą się kolejne poziomy teatralizacji, zanikają podziały, granice, konstytuuje się nowa rzeczywistość. To teatr czterech ścian i dwóch aktorek. Przy wtórze głośno bijącego serca przed widzami rozgrywa się rytuał przemiany. Wątek wizualny związany z układem krwionośnym pojawia się także na sukni należącej do Pani, którą wkłada Claire, a także w formie wizualizacji wyświetlanych na ścianach. Scena skąpana jest w szkarłatnym świetle, które można odczytywać zarówno jako żądzę mordu, zazdrość, jak i miłość…

Jean Genet w oczach francuskiej burżuazji był osobą wykluczoną ze społeczeństwa i tacy też są jego bohaterowie. Mikrokosmos Pokojówek przynosi smutną pointę – świat to inscenizacja odgrywana raz po raz w naszych umysłach.

Źródło:

https://teatrologia.pl/recenzje/magdalena-mikrut-majeranek-swiat-to-niekonczaca-sie-inscenizacja/?fbclid=IwAR3JFkKQbW2JXZJSJ6r970i9dimHpCxn6MqkqpP0Ird7ctpsMdEjCcEoZtU

Pobierz recenzję .pdf

"Pokojówki"

Esencja, Marta Odziomek
Gazeta Wyborcza Katowice
Dwie kobiety leżą na podłodze. Obok stoi krzesło

Trzy aktorki i upiorna lalka. Opowieść o poniżaniu i zastraszaniu. O wyższości i rządzeniu. O pragnieniu wolności. Gra rolami. Zabawa w teatr, która nagle staje się rzeczywistością. Dużo gorszą, niż można było to sobie wyobrazić. Na afiszu Teatru Miejskiego w Gliwicach goszczą intrygujące „Pokojówki” Jeana Geneta.

Zabarwiona na czerwono, klaustrofobiczna, duszna przestrzeń. Zabarwiona ubraniami łaskawej pani w tym kolorze i reflektorami jarzącymi się na czerwono. Nieprzypadkowo jest to kolor czerwony, bo to kolor krwi. Sygnalizuje się, że tu może dojść do zabójstwa. Kipi w tej symbolicznej przestrzeni od złych emocji, niecnych knowań, prób sił. Potencjalność mordu wisi w powietrzu od samego początku. Dokonuje się on w wypreparowanym z tej przestrzeni laboratoryjnym kręgu, który przywodzi też na myśl scenę oświetloną okrągłym reflektorem. Bo w tym spektaklu nieustannie jest mowa o grze, zabawie, wchodzeniu w rolę i wychodzeniu z niej.

Dwie służące, dwie siostry, a może kochanki, bo taki trop też jest możliwy – Claire i Solange – pod nieobecność pani w wolnym czasie „bawią się” w odgrywanie ról. W swoim nieciekawym, pełnym znoju życiu też postanawiają się zabawić, ale nie jest to zabawa niewinna. Kreują rzeczywistość i pociągają za sznurki, lalkami są ich bogata pani i jej kochanek. Zemsta jest zaplanowana, ale są w tym planie dziury, które z czasem burzą pewność służących. Plan rozsypuje się jak domek z kart, bo wymysł a życie to dwie różne sprawy, które niekoniecznie muszą się zazębiać, a właściwie najczęściej się rozmijają. Pani – tu właśnie ukazana w formie lalki animowanej przez trzecią aktorkę – staje się realnym zagrożeniem. Cenę za marzenia o lepszym życiu ponosi też ktoś jeszcze.

„Pokojówki” Geneta w Teatrze Miejskim w Gliwicach są esencją – znakomitej literatury, której sens się nie zestarzał, dobrego aktorstwa, które uwodzi odbiorcę przez ponad godzinę i pomysłowej, choć skromnej inscenizacji, w której – co bardzo rzadkie – dorosły widz może obserwować animowaną z wprawą i pewną ręką ową dziwną lalkę przez Igę Bancewicz (gościnnie). Pani jest tu nieco zniekształcona, pokraczna, groteskowa, ale też trochę groźna, nieprzenikniona. Umiejętnie rozczytuje gesty, miny, ruchy, słowa swoich służących. Ich ekspresyjne, emocjonalne i przekonujące portrety kreślą Antonina Federowicz jako Claire i Aleksandra Maj w roli Solange. Zapewne są to dla aktorek role wyczerpujące fizycznie i psychicznie, ale jakże satysfakcjonujące, nieoczywiste, pozwalające na liczne przemiany na oczach widzów.

Reżyser Jerzy Jan Połoński umiejętnie prowadzi aktorki, które z powodzeniem wcielają się w bohaterki szamoczące się między obowiązkiem a buntem, przywiązaniem a wyzwoleniem, miłością a nienawiścią, dobrem a złem. Mocno wybrzmiewa zarówno temat zniewolenia służby wobec silniejszego, bo majętnego pana, jak i problematyka skłonności do popełnienia zbrodniczego czynu, którą – jak się zdaje – posiada każdy człowiek, tylko nie zawsze musi (może, chce, potrafi) jej użyć. „Pokojówki” są też spektaklem o prowadzeniu gry – ze sobą, z własnymi wyobrażeniami, z innymi, ze światem. I o tym, że w tej grze można się czasem zupełnie zatracić.

Źródło:

https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35018,27687129,esencje-pokojowki-w-teatrze-miejskim-w-gliwicach.html

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach