Grzegorz Krawczyk

Bóg mordu

Fabuła spektaklu rozpoczyna się od spotkania rodziców dwóch chłopców, pomiędzy którymi doszło do bójki w parku. Początkowo rozmowa toczy się w wyważony, „kulturalny” sposób, jednak z każdą minutą pojawiają się rysy i rozbieżności – napięcie narasta. Dobre obyczaje ustępują miejsca wzajemnym oskarżeniom i pretensjom. Bohaterowie stopniowo porzucają to co wypada – maniery i społecznie akceptowane pozy – a stają się coraz bardziej sobie wrodzy, wręcz obcesowi. Spotkanie przeradza się w gwałtowną konfrontację, w której raz uwolnione emocje biorą górę nad umiarem, powściągliwością i rozsądkiem. Sztuka jest obrazem społecznego fiaska jakim jest niemożność wyjścia poza własny egoizm będący trudną do przekroczenia barierą skutecznie blokującą wszelkie wysiłki zmierzające do wzajemnego porozumienia się między ludźmi, nawet w najprostszej wydawać by się mogło sprawie.

„Bóg mordu” jest komedią obyczajową. Reza, podobnie jak Molier ponad dwa stulecia wcześniej z użyciem lekkiej formy teatralnej, demaskuje wszystko, co w nas zakłamane i niepokojące, lecz jakże skrzętnie skrywane pod warstwami rozmaitych masek i konwenansów. Znakomicie skonstruowana sztuka o relacjach międzyludzkich, ale także o mordędze współczesnego rodzicielstwa obnaża fałszywe założenia ideowe i pedagogiczne, celnie pokazując, z jaką łatwością dorosłym przychodzi zachowanie znacznie mniej dojrzałe niż to, którego oczekują od własnych dzieci. Reza tworzy karykaturalny portret ludzi uwięzionych w społecznych rolach, których fasada z zaskakującą łatwością rozpada się pod naporem trudnych do opanowania namiętności. Czy każdy z nas, tracąc kontrolę nad emocjami, nie uwalnia egoistycznej natury buzującej pod kruchą warstwą cywilizacji, czy nie poddaje się zbyt łatwo instynktownym impulsom wyzierającym spod form nałożonych przez edukację i wychowanie? Reza z nutą czarnego humoru ukazuje, jak cienka jest granica między tym co deklarowane, a tym co realne, między społecznym ładem i językową poprawnością, a wewnętrznym, emocjonalnym chaosem.  

Sztuka od czasu premiery w 2006 roku była pokazywana z ogromnym sukcesem na scenach całego świata, a w 2011 roku została także sfilmowana – pod tytułem „Rzeź” – przez Romana Polańskiego.

Dane dotyczące spektaklu
SCENA KAMERALNA
CZAS 1 godzina 30 minut bez przerw
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 17 maja 2025 r.

Twórcy

Tekst Yasmina Reza
Tłumaczenie Barbara Grzegorzewska
Opracowanie muzyczne Daniel Grupa
Scenografia Wojciech Stefaniak
Kostiumy Natalia Kołodziej

Video

Wiecej o spektaklu

"Bóg mordu"

Magdalena Nowacka-Goik
Dziennik Zachodni

„Ą” i „ę” na początku, ale to wszystko tylko pozory. Kulturalnie na początku, a potem, parafrazując: „Kiedy dobre obyczaje śpią, budzą się upiory” – w sztuce „Bóg mordu”, której premiera na deskach Teatru Miejskiego w Gliwicach odbyła się w maju. I chociaż bohaterowie – rodzice dwóch chłopców nie rozwiążą sporu za pomocą fizycznej przemocy, to słownych rękoczynów nie zabraknie.

Twój syn wybił zęba mojemu synowi. Zwykła sprawa między chłopakami (chociaż powód był ciekawy i ma znaczenie), aczkolwiek oczywiście agresja nie jest rozwiązaniem problemów. Wiedzą o tym dorośli – rodzice chłopców, którzy spotykają się, aby w dojrzały, kulturalny sposób rozwiązać sytuację – polubownie. I na początku nic nie wskazuje, że mogłoby się to nie udać – wszyscy są dla siebie uprzejmi, wyrozumiali, otwarci na współpracę.

Rodzice zaatakowanego chłopca nie są aż tak mściwi, a rodzice winnego dziecka nie mają zamiaru zbytnio go wybielać. Atmosfera jest naprawdę miła, jak na to, że jednak doszło tutaj do fizycznej przemocy. Jest częstowanie kawą i ciastem, rozmowy o sztuce…W końcu mamy do czynienia z ludźmi inteligentnymi, na poziomie. Nic, tylko brać wzór i westchnąć, że szkoda, iż nie wszyscy tak potrafią. Oczywiście ta idylla nie może trwać zbyt długo. Jedno niewinne słowo, źle zinterpretowane zdanie, niedopowiedzenie i… hamulce puszczą. Nikt się nie zatrzyma, maski opadną. Nawiasem, symboliczna maska afrykańska na ścianie w spektaklu Teatru Miejskiego w Gliwicach wpisała się tu idealnie – prosty, a jednocześnie efektowny zabieg. O scenograficzną oprawę zadbał Wojciech Stefaniak.

Dramat Yasminy Rezy, po raz pierwszy wystawiony przez Jürgena Goscha 8 grudnia 2006 roku w Zurichu. Od tego czasu spektakl oglądano na scenach najbardziej prestiżowych teatrów, m.in. w Berliner Ensemble, na West Endzie i Broadwayu. W 2011 doczekał się filmowej adaptacji jako „Rzeź” w reżyserii Romana Polańskiego.

Zmierzenie się więc z kultową już sztuką nie jest jednak proste, ale Grzegorz Krawczyk zręcznie połączył komediowy rys z arcyciekawą psychologiczną warstwą postaci i śmiało pociągnął widzą w stronę mrocznej strony ludzkiej natury. Co istotne – nie dając tu jednoznacznej odpowiedzi, ale pokazując cienką granicę między fasadą dobrych obyczajów, a głębią instynktów, między tym co „wypada” a co myślimy naprawdę, zmuszając nas do konfrontacji z wizerunkiem, jaki tworzymy funkcjonując w społeczeństwie.

Bezapelacyjnie siłą tego spektaklu jest czworo bohaterów, z których każdy tworzy nietuzinkową postać, raz po raz zrzucając (o czym wspomniałam już wcześniej) kolejną ze swoich masek. A mają ich sporo. Na scenie zobaczymy: Karolinę Olgę Burek, Alicję Stasiewicz, Mariusza Galilejczyka i Adama Krawczuka. Swoim temperamentem, błyskotliwością, a także niejednoznacznością, przykuwają naszą uwagę sprawiając, że w zasadzie trudno nam, widzom, ocenić konkretnie bohaterów, których kreują, wyrazić swoją sympatię czy dezaprobatę. I tak w sumie jest do końca. Szczególnie mocno zapisuje się w pamięci Karolina Olga Burek, która gra brawurowo, pokazując swoją bohaterkę poprzez paletę różnych emocji i stopni ich nasycenia. Równie ciekawa jest snobistyczna pisarka i znawczyni sztuki, którą kreuje Alicja Stasiewicz (świetny kostium autorstwa Natalii Kołodziej). Partnerujący im panowie są może nieco bardziej przewidywalni, ale i oni potrafią zaskoczyć, chociaż może nie tak kontrastowo.

Spotkanie dwóch par okazuje się konfrontacją rodziców, ale też i partnerów w związku, czy kobiet i mężczyzn. Obnażając wszystkie cechy bohaterów zaczynamy myśleć, że wbrew pozorom wcale nie odbiegają dojrzałością od swoich nastoletnich synów, zatem czy można winić dzieci?

To nie jest komedia omyłek, nie ma tu zamiany żon, ślizgania się na skórce od banana (co najwyżej ktoś zwymiotuje na cenne katalogi z obrazami mistrza). To nawet bardziej tragikomedia, w której tak łatwo zobaczyć odbicie siebie. Może momentami ciut przydługie sceny w końcówce, ale całość broni się świetnie. Tak więc, idźcie na „Boga mordu”, może nawet z parą znajomych i wyobraźcie sobie, jakie wam puściłyby hamulce w tej sytuacji. Nie łudźcie się, że byłoby inaczej.

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach