Dwunastu gniewnych ludzi

Scenariusz „Dwunastu gniewnych ludzi” znamy z historii światowego kina. Gliwicka wersja sceniczna trzyma w napięciu tak samo mocno, jak ta z dużego ekranu. Sprawa chłopaka oskarżonego o zabójstwo ojca wydaje się już przesądzona. Dowody i zeznania świadków zdają się definitywnie wskazywać na winę oskarżonego. Dwunastu przysięgłych trafia do sali obrad, gdzie mają wydać wyrok. Jeden z nich ma jednak pewne wątpliwości co do winy oskarżonego. W miarę upływu czasu sprawa zaczyna przybierać nieoczekiwany obrót. Jaką decyzję podejmą przysięgli?

SCENA Duża
CZAS 2 godziny 10 minut, bez przerwy
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 12 grudnia 2019 r.

Twórcy

TEKST Reginald Rose
PRZEKŁAD Jan Czapliński
REŻYSERIA Adam Sajnuk
SCENOGRAFIA Katarzyna Adamczyk
MUZYKA Michał Lamża
OBSADA Kamila Baar*
Stanisław Brudny*
Karolina Olga Burek / Aleksandra Wojtysiak
Dominika Majewska/Klaudia Cygoń-Majchrowska
Izabela Dąbrowska*
Przemysław Chojęta/Mariusz Galilejczyk
Maria Ciunelis /Jolanta Olszewska
Krzysztof Prałat/Łukasz Kaczmarek
Marta Klubowicz*
Aleksandra Maj
Mariusz Galilejczyk/Paweł Majchrowski
Błażej Wójcik

Wiecej o spektaklu

"Dwunastu gniewnych ludzi"

Kropla drąży skałę, Kamil Bujny
Dłoń trzymająca dzwonek

„Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Adama Sajnuka nie jest spektaklem politycznym. Nie jest, choć przecież mógłby być – tego też pewnie, obserwując dzisiejszą debatę nad stanem praworządności i sprawiedliwości w Polsce, mógłby oczekiwać widz, wchodząc na salę teatralną. Twórcy jednak nie decydują się na taki krok, stronią od doraźnych, politycznych komentarzy, kierują się raczej w stronę bezpiecznej, acz uniwersalnej refleksji nad sprawiedliwością i zaufaniem obywateli wobec instytucji oraz urzędników państwowych.

Czy można być pewnym winy oskarżonego, wydając na niego wyrok? Czy da się przy tym mieć silne przekonanie o własnej nieomylności? Te dwa pytania zdają się determinować refleksję prowadzoną w „Dwunastu gniewnych ludziach”, choć podejmowane są na tyle szeroko, że nie odnoszą się wyłącznie do prawnych kazusów i sądowych realiów. Sajnuka interesuje bardziej to, co moglibyśmy umownie nazwać psychologią i filozofią orzecznictwa – kwestie związane z poczuciem odpowiedzialności za oskarżonego, poczucie sprawiedliwości i obowiązku bycia niechybnym, pewnym podejmowanych decyzji. To, co staje się punktem wyjścia przedstawienia, to niepewność jednego z członków ławy przysięgłych wobec winy mężczyzny oskarżonego o zamordowanie ojca – nie mając całkowitego przekonania o słuszności stawianych mu zarzutów, jeden z przedstawicieli nieobecnej w Polsce instytucji sądowniczej uniemożliwia pozostałym obradującym podjęcie jednomyślnego wyroku. Wprawdzie początkowo wspomniana wątpliwość wzbudza u pozostałych członków rady oburzenie i niekryte pretensje, jednak z czasem przenosi się ona na pozostałych obradujących.

Dobrze się ogląda „Dwunastu gniewnych ludzi”. Z wielu powodów. Po pierwsze, to naprawdę ładnie zrealizowany spektakl – mówię w tym wypadku o jego warstwie wizualnej. Choć na scenie nie dzieje się za wiele, aktorzy pozostają raczej statyczni, a sama scenografia wydaje się bardzo surowa (poza dwunastoma krzesłami, sektorem przeznaczonym dla widzów i schodami, które przecinają horyzontalnie przestrzeń, niczego więcej na scenie nie uświadczymy), to samo przedstawienie intryguje – przede wszystkim przez kompozycyjne i obrazowe myślenie o scenie. Choć to może dalekie skojarzenie, jednak w wielu momentach inscenizacja Sajnuka przywodziła mi na myśl „Makbeta” Agaty Dudy-Gracz z wrocławskiego Capitolu: głównie za sprawą umiejętnego, świadomego oraz plastycznego organizowania i planowania przestrzeni. Wprawdzie przez większość pokazu aktorzy zasiadają przy quasi-stole (który w pewnym momencie przechodzi we wspomniane schody), jednak, gdy od niego odchodzą, zdają się zachowywać i poruszać jak jeden organizm – świadomie, zbiorowo, wspólnotowo. Tak jak ława przysięgłych musi dojść do jednogłośnego wniosku, by móc wydać jakikolwiek wyrok, tak też zobrazowane zostają postaci: kolektywnie, nierozłącznie, gremialnie. Widać, że premierę poprzedziły długie prace z zespołem nad tym, by zarówno ruchowo, jak i psychologicznie aktorzy wypracowali sceniczną wspólnotę – zwłaszcza, że wielu z nich gra w gliwickim teatrze gościnnie. Choć niektóre z postaci zdają się wysuwać na pierwszy plan, to finalnie kluczowy dla tego przedstawienia wydaje się portret zbiorowy – można to zaobserwować przede wszystkim w trakcie tych scen, gdzie dochodzi do sporów (zostaje wówczas zastosowany symboliczny podział na dwie grupy: zwolennicy wydania skazującego wyroku stoją wysoko na schodach, a pod nimi znajdują się jego przeciwnicy). Po drugie, w „Dwunastu gniewnych ludziach” twórcy doskonale panują nad napięciem i atmosferą. Sajnuk wykazuje się doskonałą intuicją, jeżeli chodzi o prowadzenie opowieści – wie, kiedy wprowadzić do pokazu humor, w którym momencie najlepiej grać ciszą, jak spotęgować u widza ciekawość. Pod tym względem na pochwałę zasługują dwie role: Kamilli Baar oraz Izabeli Dąbrowskiej, dzięki którym przedstawienie wydaje się bardziej przystępne – rozładowują one bowiem dość podniosłą atmosferę. Baar stanowi niejako obcy element (zarówno wizualnie, jak i psychologicznie), co sprawia, że oglądający siłą rzeczy skupia na niej swoją uwagę, Dąbrowska wprowadza zaś do spektaklu dużo komizmu. Zostają one skontrastowane z innymi postaciami, bardziej ideowymi, „poważnymi”, mówiącymi o prawdzie, moralności czy odpowiedzialności – choćby z tymi granymi przez Martę Klubowicz czy Błażeja Wójcika.

W „Dwunastu gniewnych ludziach” znajdują odbicie różne społeczne problemy i zjawiska: nietolerancja, stereotypy, uprzedzenia, nieposzanowanie prawa czy brutalizacja języka. Gdy jedne z postaci odwołują się do prymarnych wartości i demokratycznych zasad, takich jak prawo do godności czy sprawiedliwego procesu, inne pozostają poza tym porządkiem, kierują się w stronę ulicznego samosądu – podążają nie za rozsądkiem czy prawem, tylko za własnymi uprzedzeniami lub przedzałożeniami. Jeżeli więc przedstawienie Sajnuka miałoby być odczytywane jako społecznie zaangażowane, to właśnie na tym poziomie: poprzez pokazanie powierzchowności i nieobiektywności wymiaru sprawiedliwości. Gdy w grę wchodzi ludzkie życie i prawo do decydowania o nim (poprzez orzekanie o winie), najważniejsza powinna być przede wszystkim obiektywna ocena faktów i analiza dowodów. „Dwunastu gniewnych ludzi” podważa jednak taką kolej rzeczy: twórcy zdają się negować możliwość obiektywnego osądu, wskazując na jego iluzoryczność; pokazują bowiem, że za każdym wyrokiem stoi człowiek, a za człowiekiem jego przeżycia, doświadczenia, poglądy i lęki. Wszelkie wyroki czy decyzje, wydane choćby przez sądy, w których bezstronność bardzo chcemy wierzyć, zawsze pozostają naznaczone tą subiektywną i emocjonalną perspektywą. Często – niestety – na nieszczęście oskarżonego.

Źródło:

https://teatrdlawszystkich.eu/kropla-drazy-skale/

Pobierz recenzję .pdf

"Dwunastu gniewnych ludzi"

Seans traum, Marta Odziomek
Gazeta Wyborcza Katowice
Dłoń trzymająca dzwonek

Czy osiemnastolatek zabił swego ojca? Dwunastu ławników musi jednogłośnie orzec czy tak, czy nie. Są to ludzie bardzo od siebie różni i to ich odmienne spojrzenie na rzeczywistość jest siłą napędową spektaklu w reżyserii Adama Sajnuka, który do udziału zaprosił kilkoro znanych artystów spoza gliwickiego zespołu m.in. Kamillę Baar, Stanisława Brudnego, Izabelę Dąbrowską i Martę Klubowicz.

Myśląc o tytule „Dwunastu gniewnych ludzi” pewnie większość z nas ma przed oczyma czarno-białe kadry ze słynnego filmu Sidneya Lumeta nakręconego w latach 50. ubiegłego wieku. Twórcy nowego spektaklu w Teatrze Miejskim w Gliwicach postanowili przenieść akcję do czasów nam współczesnych, zaś połowa przysięgłych to kobiety. To świetny zamysł, który urozmaica ów ponaddwugodzinny spór, który toczy ze sobą tuzin nietuzinkowych ludzi zamkniętych w jednym pokoju. I chyba w sumie oczywisty, bo niby dlaczego miałoby w tym gronie kobiet nie być…

Widz ma do czynienia z przekrojem dzisiejszego społeczeństwa, pewnymi typami ludzkimi. Jest kibol-narodowiec, ale i uchodźca z Iranu. Kobieta, na którą w domu czeka żona i zacofana paniusia o wąskich horyzontach. Starszy pan, który wiele w życiu doświadczył i młoda buntowniczka pochodząca z klasy robotniczej. Dziewczyna o narcystycznych skłonnościach i trzeźwo myśląca pani w średnim wieku, której wrażliwość (i podejrzliwość) wobec innych sprawi, iż owo posiedzenie ławników zmieni się w traumatyczny seans, podczas którego każdy z nich będzie musiał zmierzyć się z własną przeszłością i poglądami, zdjąć na chwilę maskę i pokazać prawdziwą twarz.

Pojedynek liderów wśród metaforycznej scenografii
Jeśli chodzi o wizualną stronę spektaklu – reżyser postarał się, aby nie wyszło z niego tzw. słuchowisko. To wszak tekst pełni tu najważniejszą rolę i łatwo można było popsuć teatralny efekt, zajmując się tylko pracą z tekstem. Tymczasem oglądamy paradę barwnych typów. Najpierw każdego z tych ludzi staramy się przyporządkować do pewnej grupy, skatalogować na podstawie tego, w co jest ubrany, jak i co mówi, jaki ma stosunek do innych. Potem obserwujemy narodziny dwóch liderów, którzy raz po raz toczą bój o „rząd dusz”. Wymianie zdań i zmianie poglądów towarzyszy skomplikowana choreografia owego małego tłumu, a jego kłótnie zdynamizowane są przez muzykę odgrywaną na żywo przez dwóch muzyków. Z kolei sceny bardziej statyczne urozmaicone są głównie punktowym światłem. Wszystko zaś odbywa się w sali przepołowionej ni to stołem ni wybiegiem, który łagodnie przechodzi w okazałe, niekończące się schody (takie właśnie potężnych rozmiarów schody zwykle prowadzą do równie potężnych gmachów sądów) – ciekawa to, funkcjonalna i jednocześnie metaforyczna scenografia.

To spektakl zespołowy, ale każdy ma tu swoje pięć minut
„Dwunastu gniewnych ludzi” to spektakl z jednej strony kolektywny, zespołowy, a z drugiej taki, w którym każdy z aktorów może się wykazać, ma swoje pięć minut, a nawet i więcej. Bez wątpienia na plan pierwszy wysuwają się tutaj kobiety, których w pierwotnym scenariuszu brak – przede wszystkim Marta Klubowicz, która poprawnie gra głos rozsądku w całym tym bałaganie różnych postaw oraz: Izabela Dąbrowska, która wybornie bawi się i widzów stereotypem zacofanej prowincjuszki i Dominika Majewska, która nie uwodzi nas rolą buntowniczki, ale swoim głosem, śpiewając zaledwie jedną piosenkę. Wśród tej plejady kobiecych postaci jest jeszcze m.in. Kamilla Baar, która gra osobowość wybitnie narcystyczną i nieco głupiutką, ale czyni to za bardzo ekspresyjnie i w efekcie sztucznie.
Druga połowa ławników to mężczyźni. Tutaj oczywiście w dużej mierze prym wiedzie Stanisław Brudny, wybitny aktor polskich scen (w tym sceny Teatru Śląskiego przez ponad dwie dekady), który grał m.in. u Józefa Szajny. Tu oglądamy go jako doświadczonego życiem starszego pana, niebojącego się zadawać pytań, próbującego nadążać na swój sposób za światem. Świetnie poradził sobie też z rolą kibola Mariusz Galilejczyk oraz Przemysław Chojęta, który do końca jako jeden z liderów walczył o to, by przeforsować swoje zdanie wśród innych.

Niełatwo jest się dogadać z innymi
O czym jest spektakl w reżyserii Adama Sajnuka? O tym, że prawda jest czymś niestabilnym. O tym, że jesteśmy różni i często tej odmienności nie szanujemy. O tym, że każdy z nas uformowany został przez przeszłość. O tym, że wymiar sprawiedliwości niekoniecznie daje sprawiedliwość. O tym, że jedni potrafią manipulować, a drudzy są na to podatni. O tym, że pokazanie prawdziwej twarzy innym jest bolesne. O tym, że bardzo trudno jest się ze sobą dogadać.

Źródło:

https://gliwice.wyborcza.pl/gliwice/7,95519,25572285,seans-traum-dwunastu-gniewnych-ludzi-w-teatrze-miejskim-w.html

Pobierz recenzję .pdf

"Dwunastu gniewnych ludzi"

Dwunastu (nie) przekonanych, Małgorzata Pabian
e-teatr.pl
Dłoń trzymająca dzwonek

„Dwunastu gniewnych ludzi” to dowód na siłę gliwickiego zespołu, tym razem uzupełnionego o aktorów gościnnych: Kamilę Baar, czy Izabelę Dąbrowską. „Trudno załatwić kwestię życia w pięć minut” – mówi jedna z bohaterek spektaklu „Dwunastu gniewnych ludzi” w reżyserii Adama Sajnuka – a jednak nawet tak kluczowe decyzje są dziś podejmowane w pośpiechu i bez głębszej refleksji. Im szybciej, tym skuteczniej, bo na dłuższą dyskusję najzwyczajniej brakuje czasu. Pośpiech, niemerytoryczność działań to w końcu wyznaczniki współczesnego świata. Pod przykrywką sądowej historii, opartej o dynamiczne dialogi, twórcy przedstawienia obnażają ponadczasowe, ale w XXI wieku szczególnie niebezpieczne, przywary ludzkości.

Dwunastu ławników ma zadecydować o losie osiemnastolatka oskarżonego o zabicie ojca. Wszystkie dowody wskazują na jego winę i nie wzbudzają wątpliwości co do przebiegu zbrodni. Gdy jednak proces dobiega końca a ławnicy muszą jednogłośnie uznać oskarżonego za winnego lub niewinnego, jedna kobieta opowiada się za uniewinnieniem chłopca. Pozostali przysięgli z oburzeniem przyjmują jej decyzję, bowiem oznacza, że będą musieli zostać w sądzie, dopóki ich wyrok nie będzie jednoznaczny. Na początku dyskusji argumenty kobiety nie przemawiają do pozostałych a wręcz prowokują do niej nienawiść. Ławnicy analizują jednak drobiazgowo wszystkie dowody i zeznania, odkrywając luki w śledztwie przemawiające na korzyść oskarżonego. Czy jeden człowiek z niepopularną opinią jest w stanie przekonać aż jedenaście osób do zmiany bronionego zdania?

Spektakl Teatru Miejskiego w Gliwicach to studium psychologiczne ludzkich motywacji i uprzedzeń, które prowadzą do określonych poglądów i utrwalania schematów myślenia. Twórcy wskazują na przesłanki, jakie wpływają na decyzje – nawet skutkujące o życiu lub śmierci. To emocje, stereotypy, przykre acz jednostkowe doświadczenia, brak nawyku do obiektywnej oceny, do polegania na dowodach i faktach. „Dwunastu gniewnych ludzi” odsłania także popełniane nieświadomie błędy w argumentacji, jałowość i niekonstruktywność dyskusji, skłonność do personalnych konfliktów, które negatywnie wpływają na jakość i skutek debaty (na przykład w scenie słownej walki między intelektualistką a przedstawicielką środowiska modelek).
Spektakl pozostawia w widzu przekonanie, że warto pozostać sceptykiem i dążyć do poznania prawdy w oparciu o to, co niepodważalne i wynikające z rozumowej analizy. Bohaterka, która prezentuje takie podejście, choć początkowo przegrywa, rzeczowym podejściem zyskuje coraz większe grono zwolenników. Nie wszyscy jednak są w stanie zmienić zdanie, wielu dostosowuje opinię do innych, by uniknąć na przykład społecznego ostracyzmu lub by nie tracić czasu czy energii. Historią dwunastu ławników reżyser obrazuje nie tylko współczesną debatę publiczną, której poziom dostrzec możemy każdego dnia w mediach, ale i brak umiejętności prowadzenia merytorycznej dyskusji w sprawach codziennych, prywatnych.

Każda z postaci stanowi indywidualność, wywodzi się z innej grupy społecznej. Wszyscy ławnicy mają swoje przysłowiowe pięć minut, w czasie których nie tylko prezentują stanowisko dotyczące procesu, ale także mają szansę na odsłonięcie siebie. Opowiadają o dzieciństwie, traumach, słabościach, przez co nie tylko zyskują na autentyczności, ale również pokazują motywację swoich decyzji i poglądów. Każda aktorka i każdy aktor z zaangażowaniem wciela się w postać, gra odrębną osobowością. Ich relacje w toku debaty, w której nie sposób było uniknąć sympatii i antypatii, wypadły wiarygodnie. Nie ma postaci pierwszo- i drugoplanowych. „Dwunastu gniewnych ludzi” to dowód na siłę gliwickiego zespołu, tym razem uzupełnionego o aktorów gościnnych: Kamilę Baar, czy Izabelę Dąbrowską. Kolejnym atutem spektaklu jest muzyka Michała Lamży, wykonywana na żywo przez kompozytora oraz Wojciecha Gumińskiego i Maksymiliana Ziobro (grających na perkusji, klawiszach, dzwonkach). Perkusyjne aranżacje dopełniają dramaturgię scen, a nawet poszczególnych słów, uwidaczniają emocje postaci i podtrzymują uwagę widza. Stanowią idealną formę przerywników pomiędzy dyskusjami ławników. Specyficzny rytm przedstawienia buduje nie tylko muzyka, ale wszystkie dźwięki dochodzące ze sceny, na równi z momentami ciszy.
Centralnym punktem scenografii Katarzyny Adamczyk są spiralne schody, które u dołu przechodzą w ławę otoczoną krzesłami – miejsce obrad przysięgłych. Wszystkie elementy utrzymane są w czerni i razem instrumentami wypełniają przestrzeń sceny. Z jej boku znajdują się rzędy dla widowni, która może też zasiąść tuż obok centrum wydarzeń, niczym sądowa publiczność. Bohaterowie przez większą część spektaklu pogrążeni są w półcieniu. Oświetlone są jedynie twarze. Sugerowałby to, że każda z postaci ma pewną sferę do ukrycia, która w toku dyskusji wychodzi na jaw i wyjaśnia motywy decyzji. Wówczas światło doświetla bohatera. Adaptacja podąża za scenariuszem filmu Sidney’a Lumeta z 1959 roku. Najważniejszą modyfikacją Sajnuka jest dobór bohaterów – w odróżnieniu od filmu, gdzie występowali wyłącznie mężczyźni, na gliwickiej scenie zobaczyć możemy obie płcie. Ławnicy to postaci wyciągnięte z naszego świata – na przykład antagonistyczny duet kibol-nacjonalista i imigrant wyznania muzułmańskiego. Współczesność historii jest podkreślona także wykorzystaniem nowych technologii. Zamiast oglądania dowodów w tradycyjny sposób przewodnicząca ławników wyświetla z pomocą rzutnika i smartfonu zdjęcie narzędzia zbrodni.

W spektaklu moment przekonania ostatniego przysięgłego nie wybrzmiewa jednoznacznie. Mężczyzna podnosi dłoń, która zostaje oświetlona punktowo, reszta sceny jest zaciemniona, owym gestem kończy się spektakl. Nie wiadomo, czy podniesiona ręka jest formą sprzeciwu, czy głosuje za. Ten niezwykle teatralny gest łączy się z początkiem przedstawienia. Kobieta o przeciwstawnym stanowisku była jedyną osobą, która unosiła dłoń w geście obrony oskarżonego. Czy role się odwróciły, czy może ostatecznie jednostka została stłumiona przez większość? Ta kwestia pozostaje otwarta dla widza i stwarza możliwość różnych interpretacji.

Źródło:

https://e-teatr.pl/dwunastu-nie-przekonanych-a279307

Pobierz recenzję .pdf

"Dwunastu gniewnych ludzi"

Wina i kara, Joanna Marcinkowska
dziennikteatralny.pl
Dłoń trzymająca dzwonek

W dzisiejszym świecie ocenianie ludzi i wydawanie szybkich wyroków jest właściwie na porządku dziennym. Wystarczy kilka przesłanek czy nawet jednozdaniowy strzęp informacji, a wokół rozbrzmiewają arbitralne głosy i jak grzyby po deszczu wyrasta rzesza samozwańczych ekspertów. Spektakl „Dwunastu gniewnych ludzi” w reż. Adama Sajnuka zrealizowany w Teatrze Miejskim w Gliwicach opowiada właśnie o tym: czy na pewno mamy prawo błyskawicznie kogoś ocenić/ skazać, choć nie znamy całego obrazu sytuacji? Jakie będą tego konsekwencje?

Ciekawym zabiegiem jest fakt, że część widowni siedzi na scenie – po prawej stronie są cztery rzędy krzeseł, które mogą imitować ławę przysięgłych. Realnie jednak widzowie tam siedzący tylko się przyglądają, a akcja dzieje się pomiędzy bohaterami. Równolegle do krzeseł na scenie mamy podest, kojarzący się z pokazami mody, który przechodzi w bardzo wysokie schody. Scenografia Katarzyny Adamczyk jest niezwykle funkcjonalna i mimo swojej statyczności aktorzy dzięki sugestiom świetlnym przenosimy się do różnych pomieszczeń: łazienka, jadalnia. Sam podest jest także stołem, przy którym siedzą przysięgli. Wszystko jednak znajduje się w obrębie jednego, dużego, wydzielonego na dyskusję pomieszczenia, w którym rozgrywa się akcja. Jest magicznie, klaustrofobicznie i intensywnie.

Pozornie rzecz wydaje się prosta: dwunastu przysięgłych ma zdecydować o winie lub niewinności chłopca, oskarżonego o zabójstwo swojego ojca. Właściwie wszyscy chcieliby sprawę zakończyć szybko: wydać wyrok i pójść do domu. Przeszkodą jest jednak… brak jednomyślności. Jeden głos przeciwko skazaniu chłopaka sprawia, że wszystko trzeba zaczynać od początku, nadal drążyć i jedna strona musi przekonać tę drugą. Z tego powodu ten spektakl to właściwie walka na (świetnie zagrane!) monologi i ciągłe skupienie. Cała dwunastka jest przez dwie godziny na scenie i nigdy nie wiadomo, z której strony „padnie kolejny cios”, a reszta zostanie na chwilę powalona istotną informacją, ukazaną w nowym świetle.

„Dwunastu gniewnych ludzi” to dramat charakterów: mamy tu nie tylko przekrój wiekowy, ale też różnorodnych reprezentantów społeczeństwa. Od pani z przedszkola przez dresiarza aż po imigranta. Sprawa się komplikuje, ponieważ im dłużej siedzą w zamkniętym pomieszczeniu, tym atmosfera robi się gęstsza. Na jaw wychodzą nie tylko analizowane po raz wtóry fakty, ale też skrywane emocje bohaterów. Podobnie jest u Yasminy Rezy w „Bogu mordu”, który widziałam w kilku realizacja, m.in. w reżyserii Lecha Mackiewicza w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Tam też wszyscy liczą na szybkie rozwiązanie błahej sprawy, co rozkręca tornado uczuć i wzajemnych pretensji.

Spektakl w reżyserii Adama Sajnuka napięcie buduje powoli. Na początku każdy z bohaterów jest tam jakby sam. W miarę upływu czasu zaczynają tworzyć się delikatne więzi, komitywy. Czasem ktoś chcą załatwić swoją sprawę, a inny zwyczajnie się wyżyć. Są obiektywni, ponieważ nie mają nic wspólnego z oskarżonym, ta sprawa jest jednak papierkiem lakmusowym indywidualnej kondycji psychicznej każdego z nich. W tym wszystkim najbardziej rozsądny wydaje się mimo wszystko Stary Człowiek (w tej roli fenomenalny Stanisław Brudny), choć postrzeganie bohaterów zmienia się wraz z przebiegiem akcji.

Cała sytuacja tu przedstawiona może nieco kojarzyć się z filmem „(Nie)znajomi” w reż. Tadeusza Śliwy – nagle, pod przymusem, ale w formie (pozornie) niewinnej zabawy na jaw wychodzą fakty, które uczestnicy kolacji chcieliby ukryć. W spektaklu Sajnuka nie ma, oczywiście, zabawy, ale postaci też mają swoje tajemnice: własne interpretacje faktów, które mogłyby zaważyć na wyroku, ale dla własnych korzyści (szybkiego zakończenia sprawy) ich nie przedstawiają.

Ważnym elementem spektaklu jest muzyka Michała Lamży, wykonywana na żywo. Nie tylko komentuje ona przebieg akcji, ale też mocno wpływa na budowanie atmosfery. Mało jest tu momentów śmiechu czy rozluźnienia. Zbiorowa odpowiedzialność za los młodego człowieka nie tylko przytłacza, ale też rozdrażnia i zmusza przysięgłych do ciągłego roztrząsania jednej rzeczy. Są za to przerwy, które odciążają akcję: sceny nieme i symboliczne, np. picia wody czy korzystania z toalety. Pozostała część spektaklu zawiera się w słowie i budowanych za jego pomocą napięciach.

„Dwunastu gniewnych ludzi” to spektakl, który pokazuje nie tylko niejednoznaczność sytuacji, ale też zwraca uwagę na fakt niewiedzy oraz interpretacji tego co wiemy i wagi wpływu na to indywidualnych emocji i przeżyć. Adam Sajnuk prowadzi spektakl w ten sposób, żeby widz męczył się razem z przysięgłymi, ale był też ciekawy rozwiązania sprawy. Miałam przyjemność siedzieć wśród publiczności na scenie, dzięki temu ma się wrażenie bycia w środku akcji, ale jednocześnie monologi wypowiadane na proscenium w stronę głównej widowni trochę uciekają, nie będąc dobrze słyszalne.

Wina oznacza karę, niewinność – nagrodę w postaci wolności. Na szali jest życie wchodzącego w świat młodego mężczyzny: jaki będzie wynik długiej, karkołomnej i emocjonalne dyskusji? Polecam przekonać się na własne oczy!

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach