„Opowieść wigilijna” Charlesa Dickensa to kultowe dzieło na okres przed Bożym Narodzeniem. Opowiadanie wielokrotnie adaptowane w teatrze i kinie, obecne w kanonie lektur, pojawiło się właśnie w gliwickim teatrze. Spektakl w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego to krótkie, acz dające wiele wrażeń widowisko, bogate w wizualne efekty, ze świetnym aktorstwem.
Zrealizowane na scenie kameralnej przedstawienie to trwająca godzinę historia Ebenezera Scrooge’a. Zrzędliwy sknera nie ma żadnych planów na spożytkowanie fortuny, poza jej gromadzeniem i jak najrzadszym jej uszczuplaniem. Skąpi na ogrzewaniu we własnej firmie, wiernemu pracownikowi Bobowi Cratchitowi wypłaca marną pensję. Scrooge nie ma bliskich, odpycha nawet tych, którzy chcieliby utrzymać z nim kontakt – bratanek uparcie co rok zaprasza stryja na wigilijną kolację. Wszystko zmienia się w świąteczną noc, gdy Ebenezera nawiedza duch zmarłego wspólnika, Jakub Marley ostrzega go przed marnym losem grzesznika. Marley żył podobnie jak Scrooge żądzą pieniądza, po śmierci cierpi katusze, żałując marnego życia. Wizja przyjaciela nie wystarcza jednak, by odmienić krnąbrnego dusigrosza, potrzebuje spotkać jeszcze trzy inne duchy: Przeszłości, Teraźniejszości i Przyszłości. Uświadamiają one mu, jakim jest człowiekiem i pokażą nową perspektywę życia, a przede wszystkim, że mimo fortuny, tak naprawdę nie ma nic, gdyż nie posiada nikogo w sercu.
Do roli Ebenezera reżyser wybrał Lecha Mackiewicza, który znakomicie wystylizował postać zgryźliwego staruszka. Jego skrzeczący, cierpki głos, intensywna mimika i mowa ciała przekonywały, a w niektórych scenach stwarzały efekt komizmu. Pozostali aktorzy – młodzi przedstawiciele gliwickiego zespołu – nie pozostali w tle, zachwycają warsztatem tanecznym i wokalnym.
Adaptacja Joanny Oparek w reżyserii Połońskiego to połączenie gry aktorskiej z teatrem lalek. To właśnie nimi odgrywane są retrospekcje oraz wizje teraźniejszości i przyszłości. Wiele z tych mikroscenek wypada wzruszająco, koncentruje także uwagę widza na detalu, to na przykład mowie ciała psa, którego przygarnął mały Scrooge. W widowisku pojawiają się także sceny śpiewane z elementami tańca, piosenki udanie dramatyzują narrację. Delikatne melodie Marcina Partyki, oparte na dźwiękach dzwonków i pianina, dopełniają świątecznego nastroju. Poza bohaterami z opowiadania oglądamy tajemnicze postaci w czerni – w kapeluszach i kamizelkach. Grupa ta towarzyszy duchom, precyzyjnie i rytmicznie osacza Scrooge’a, co wywołuje efekt grozy. Ci sami aktorzy tańczą w muzycznych etiudach, animują lalki i przestawiają elementy scenografii.
Dekoracja Krystyny Nikiel-Katolik składa się z geometrycznych kształtów, łatwych do demontowania – biurko przeistacza się w podest dla teatru lalek, krzesło jest rozbierane na części przez kolejne duchy. Punktowe reflektory dają mieniące się intensywnymi kolorami światło, Dawid Kozłowski wizualizuje śnieg, elementów otoczenia w różnych miejscach. Scenografię uzupełniają trafnie dobrane detale, na przykład stroje bratanka Scrooge’a i jego żony utrzymane w podobnych barwach czy klimatyczna projekcja ogniska w głębi sceny.
Czy kolejna inscenizacja „Opowieści wigilijnej” jest w stanie zaoferować nam coś nowego? Raczej nie, ale nie taki musi być jej cel. Może jest nam potrzebna, by przypomnieć o niezmiennej prawdzie: pieniądze nigdy nie powinny mieć większej wartości niż drugi człowiek. A o tym warto pamiętać nie tylko od święta.
Źródło:
https://e-teatr.pl/nie-masz-nic-jesli-nie-masz-nikogo-32246