Powrót

Bywa tak, że odwiedzamy dom rodzinny dopiero, gdy jednego z rodziców trzeba pochować. Zmarłą właśnie matkę widzieliśmy ostatnio miesiąc temu, rok… Staraliśmy się czasem dzwonić, zamienić kilka słów. Żeby choć trochę wczuć się w rolę syna lub córki. W poczuciu, że to nasz obowiązek. To nie były dobre rozmowy. Złe też nie. Nijakie. A teraz wracamy.

W domu wiele się przez ten czas zmieniło. Kąty, które znaliśmy i penetrowaliśmy będąc dziećmi przestały być nasze i tajemnicze. Wiele zmieniło się również w naszych relacjach z bliskimi, długo nie odkurzanych, zakrzepłych. Także emocje z upływem czasu ewoluowały, nabierają nowych znaczeń i prowadzą nas dziwnymi ścieżkami. Czasem każą stać w miejscu, innym razem cofnąć się i jeszcze raz przyjrzeć się starym kątom.

Zanim przyjdzie czas na emocje trzeba wykonać plan, zrobić rodzinną naradę, urządzić pogrzeb, wyprawić stypę, uporządkować rzeczy. Już sam wybór trumny nie jest prosty. Jak echo powtarzają: „nie kłóćmy się, mama by tego nie chciała.” Emocje to dalszy punkt programu. Czas na żale, wyrzuty i skakanie sobie do gardeł będzie po… Gdy matki już w domu nie będzie. Po co się będzie martwić.

Dla trójki dorosłego już rodzeństwa, Magdy, Izy, Mariusza, śmierć matki to mały koniec świata. Ich intymna apokalipsa. Wraz z jej śmiercią odchodzą także złudzenia o przeszłości. Przerwane zostają ostatnie nici łączące ich z Domem. Jednak to nie będzie tylko zamknięcie rozdziału, ale i otwarcie nowego porządku. Wspólnie będą musieli skonfrontować się z pragnieniami i traumami, które bali się do tej pory werbalizować. Tak, jak nowotestamentowa apokalipsa – ich spotkanie także przyniesie oczyszczenie. Pytanie jednak, czy po nim jakiekolwiek dalsze życie jest jeszcze możliwe?

CZAS 1 godzina 10 minut, bez przerwy
WIEK WIDZÓW 16+
PREMIERA 27 lutego 2021 r.
UWAGI W spektaklu wykorzystano muzykę: Wolfgang Amadeus Mozart, Symfonia koncertująca Es-dur KV 364 na skrzypce i altówkę solo , cz. I: Allegro Maestoso, Fulda Symphonic Orchestra, Simon Schindler – dyrygent Rebekka Herrmann – skrzypce, Kristina Rill – altówka, licencja: EFF: Open Audio License version 1 Johann Sebastian Bach, Toccata, Adagio i Fuga C-dur, BWV 564 cz II: Adagio wyk. Kerstin Wolf – organy, licencja: Uznanie autorstwa 3.0 Unported (CC BY 3.0)

Twórcy

REŻYSERIA I MUZYKA Michał Zdunik
DRAMATURGIA Beniamin Bukowski , Michał Zdunik
SCENOGRAFIA I KOSTIUMY Katarzyna Wesołowska

Video

Wiecej o spektaklu

"Powrót"

Relacje pod lupą, Marta Odziomek
Gazeta Wyborcza Katowice
W pokoju przy stole siedzą trzy osoby

„Szczęście” w Teatrze bez Sceny w Katowicach i „Powrót” w Teatrze Miejskim w Gliwicach to dwie nowe, kameralne propozycje regionalnych teatrów, które wciąż są otwarte dla publiczności.

Obydwa tytuły zajmują się wiwisekcją relacji i próbują nazwać emocje, które tkwią w bohaterach, choć czynią to w odmienny sposób i przedstawiają inne rodzaje relacji i uczuć.

Walka z demonami przeszłości

W „Powrocie” w reżyserii Michała Zdunika (który też – razem z Beniaminem Bukowskim – jest współautorem scenariusza) pod lupę wzięte jest rodzeństwo: Iga, Magdalena, Mariusz i ich relacja z właśnie zmarłą matką. Tytułowy powrót oznacza nie tyle fizyczny przyjazd do domu (choć także), ile sięgnięcie pamięcią do przeszłości i rozprawienie się z demonami, które w niej tkwią, a które uniemożliwiają spokojne życie tym młodym ludziom.

Każdy z bohaterów – pogłębionych typów ludzkich, łatwych do rozczytania na podstawie zachowania, a nawet ubioru – toczy wewnętrzną wojnę i dopiero wykrzyczenie traum oraz pożegnanie matki, która była dla swoich dzieci wampirem energetycznym, daje jako taką nadzieję na lepsze jutro. W tej skromnej, dość mrocznej i smutnej realizacji na uwagę zasługuje kompaktowa scenografia w rodzaju ściany, na której zgromadzono życiowy „dorobek” matki, delikatna warstwa muzyczna oraz aktorstwo – nie przesadne, ale jednak dość emocjonalne, żywe, wciągające, odsłaniające po kawałeczku pokaleczone dusze bohaterów.

Źródło:

https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35018,26843999,relacje-pod-lupa-powrot-w-teatrze-miejskim-i-szczescie.html

Pobierz recenzję .pdf

"Powrót"

Powrót, Tomasz Sknadaj
terazteatr.pl
W pokoju przy stole siedzą trzy osoby

Rodzeństwo zjeżdża się do domu aby towarzyszyć swojej matce w jej ostatniej drodze. Powrót do domu to zawsze czas wspomnień, a powrót aby kogoś pożegnać to także możliwość na przepracowanie pewnych rzeczy, które mogą tkwić w człowieku.

I tak też jest w spektaklu “Powrót”, rodzeństwo musi zmierzyć się ze swoją przeszłością aby móc ją w końcu zostawić za sobą, zamknąć pewne drzwi i żyć dalej.

To kolejny już (po “Tchnieniu” w reż. Rafała Szumskiego) spektakl wystawiany na małej scenie Gliwickiego Teatru, który będąc kameralnym, aż kipi od emocji i niewypowiedzianych uczuć, od nie przegadanych spraw. Mariusz, Iga i Magda spotykają się w rodzinnym domu z powodu niedawnej śmierci matki. Trzeba ją teraz pochować, dopiąć formalności. W międzyczasie jak to podczas rodzinnych spotkań, bohaterowie zaczynają ze rozmawiać, wspominać i przy okazji zaczynają na jaw wychodzić sprawy, które dawno zostały przez nich pogrzebane, przemilczane. Widać też, że niekoniecznie chętnie zjechali się do domu, ponieważ jak się okazuje, rodzinny dom nie do końca był wypełniony miłością. Rządziła w nim apodyktyczna matka wpatrzona w Pismo Święte i dziesiątkę przykazań, co odcisnęło swoje piętno na każdym dziecku. Każde z nich nosi teraz w sobie jakąś jej cząstkę która rzutuje teraz na jego dorosłe życie.

Postaci są naprawdę świetnie zarysowane charakterologicznie oraz doskonale odegrane przez trójkę uzdolnionych aktorów (Iga Bancewicz, Magdalena Jaworska, Mariusz Galilejczyk). Grają całymi sobą, w ich postawach, sposobie poruszania się, mówienia, wyrazie twarzy widać emocje jakie nimi targają cały czas. Każde ze zdań jakie pada z ich strony brzmi rozdzierająco szczerze i to nawet w momencie gdy Mariusz krzyczy do Magdy, że jej nienawidzi, ale też ją kocha albo gdy Magda podczas pogrzebu wykrzykuje swój ból, nienawiść i zagubienie po śmierci matki. Lub w momencie gdy Iga beznamiętnym i pozbawionym wszelkich emocji głosem opowiada o swoim prawie-samobójczym rytuale, który regularnie odprawia. Z jednej strony ich słowa mogą w pewien sposób szokować, ale z drugiej strony poznając ich życiowe historie zaczynamy to wszystko rozumieć, ich uczucia, ich zachowania.

Scenografia spektaklu to taki mały wycinek pokoju gościnnego starej daty – stół z szufladą i krzesła, na jednej ścianie lustra, na drugiej zdjęcia, obraz Matki Boskiej, stara rama po obrazie, stary zegar z duszą, pamiątkowa lalka. Taki wystrój jaki na pewno pamiętamy u osób starszych, u dziadków. Niby mało ale w zupełności wystarczy w tym spektaklu, bo tak naprawdę to nie scenografia się tu liczy ale opowieści bohaterów, ich przeżycia, ich uczucia. Scenografia tylko mocniej zakotwicza akcje w konkretnym miejscu – rodzinnym domu.

Na koniec trzeba podkreślić, że “Powrót” to swego rodzaju wiwisekcja relacji rodzinnych, uczuć jakie wiążą poszczególnych członków rodziny. I tak jak te relacje, nie jest to spektakl łatwy, ale zdecydowanie wart obejrzenia, wart przeżycia, wart przemyślenia.

Źródło:

https://www.terazteatr.pl/aktualnosci/powrot-recenzja,5798?fbclid=IwAR34vBCZptDVJRt4Ca6B5sPdf2r6KiYaNIKy0SjsxGGMif_hfz4Di-3JMGA

Pobierz recenzję .pdf

"Powrót"

Matka (nie) odchodzi, Kamil Bujny
teatrdlawszystkich.eu
W pokoju przy stole siedzą trzy osoby

Dawno w Teatrze Miejskim w Gliwicach nie było tak intymnego spektaklu. „Powrót” w reżyserii Michała Zdunika to przedstawienie rozpisane na trzech aktorów, wystawione na małej scenie. Oszczędna scenografia, prosty tekst pozbawiony ozdobników i zorganizowanie całego scenicznego świata wokół dialogów. Czy to wystarczyło, by przekonująco opowiedzieć o rodzinnej tragedii?

Bohaterom spektaklu przydarzyła się śmierć – nagła, dramatyczna, wywracająca ich dotychczasowe życie do góry nogami. Śmierć matki. Wprawdzie ich relacje z rodzicielką nie były dobre (a przynajmniej – jednoznacznie dobre), to jej odejście sporo zmieniło. Syn, aspirujący aktor, wraca do domu, choć tam, gdzie żyje, czekają na niego castingi i nowe role. Córka, mieszkanka dużego miasta, musi na jakiś czas zarzucić konferencje, biznesowe spotkania i ASAPy, by pomóc w organizacji pogrzebu. Druga córka, która przez cały czas była przy matce, wydaje się ze śmiercią najbardziej pogodzona – dzięki niej uzyska wreszcie wolność. O ile wszystkich bohaterów łączy wspólne przeżycie utraty rodzica, o tyle każdy z nich zupełnie inaczej je postrzega. Konieczność przepracowania tego doświadczenia zmusza ich do próby odpowiedzenia na dwa pytania: „czy byłem/byłam dobrym dzieckiem?” i „czy miałem/miałam dobrą matkę?”. Te przyczynki do refleksji stają się źródłem konfliktu: najpierw emocjonalnego, wewnętrznego, a potem zewnętrznego, rozgrywającego się między rodzeństwem.

Gliwicki spektakl, choć powinien widza ujmować emocjonalnie, taki też – jak mniemam – jest jego cel, okazuje się nie dość przekonujący, przez co w rezultacie – zupełnie nieabsorbujący. Wydaje się, że powodów tej sytuacji można wymienić kilka, z czego najważniejszy jest sam scenariusz: przewidywalny, pełen klisz i uogólnień. Jasne, strata matki na jakimś poziomie jawi się jako doświadczenie uniwersalne, być może wszyscy przeżywamy je podobnie, jednak bynajmniej nie jest to sytuacja schematyczna, realizująca się za każdy razem w ten sam sposób. A takie wrażenie, niestety, można odnieść, oglądając „Powrót”. Sytuacja wyjściowa, odejście rodzica, dała twórcom wiele możliwości, choćby w kreśleniu portretów psychologicznych postaci, jednak Zdunik zupełnie z nich nie korzysta. Co więcej, można odnieść wrażenie, że nawet ich nie dostrzega. W jego realizacji wszystko prowadzone jest tak, jak można by przed wejściem na salę teatralną założyć. I nie chodzi wcale o optymistyczne oczekiwania. Przedstawiony w pokazie problem, czyli rozdźwięk w postrzeganiu matki między rodzeństwem, zaczyna przybierać w pewnym momencie kształt dramatycznego wątku z niskobudżetowego serialu: na pierwszy plan wysuwają się sentymentalne reminiscencje z przeszłości, każdy z bohaterów czuje się w jakiś sposób pokrzywdzony, a clou konfliktu staje się próba wskazania osoby, która była przez matkę najbardziej faworyzowana. Żadne z rodzeństwa nie czuje się należycie docenione – córka, która została w domu rodzinnym, twierdzi, że matka zupełnie jej nie dostrzegała, a to ona poświęcała jej najwięcej czasu; syn jest przekonany, że to siostry były najbardziej kochane; druga córka z kolei jest pewna, że to brat, rodzynek, był zawsze w centrum uwagi. Za każdą z tych perspektyw stoją konkretne racje, choć żadna z nich nie mówi niczego ani o postaciach, ani o przedstawionej rodzinie. W rezultacie żaden z bohaterów nie wydaje się autentyczny. Przyczynia się do tego również sam pomysł na ich biografie i osobowości – każda z postaci stanowi bowiem ucieleśnienie społecznych wyobrażeń o określonych zawodach lub statusach społecznych. Mamy zatem na scenie córkę-karierowiczkę, która nawet w obliczu pogrzebu nie może przestać pracować, bo wciąż musi sprawdzać pocztę korporacyjną i odpisywać na maile. Jej brat, początkujący aktor, nie ma – jak to na stereotypowego aktora przystało – pieniędzy, wydaje się lekkomyślny, a do tego – jak to artysta – sięga po używki. I wreszcie, jakżeby inaczej, pojawia się córka-kura domowa, która nie zrobiła żadnej kariery, bo zajmowała się matką. Wszyscy bohaterowie wydają się żywcem wyjęci z przestrzeni zbiorowego, społecznego imaginarium, do którego nieświadomie sięgamy, by opisywać nieznane nam osoby przez pryzmat ich zawodów. Reżyser w żaden sposób nie ogrywa tej schematyczności, nie próbuje powiedzieć: „hej, spójrzcie, moi bohaterowie są zupełnie inni, niż wam się wydaje”, nie traktuje ich powierzchowności jako rodzaju pancerza, za którym skrywa się cierpienie, niepewność czy poczucie niedocenienia. Wszystkie trzy role wpisane są w stereotyp, a postaciom pozwala się na bycie takimi, za jakich widz od początku je bierze. Trudno więc mówić o tym, że podczas oglądania wierzy się w sceniczną opowieść – jest ona bowiem do tego stopnia schematyczna i przewidywalna, że w pewnym momencie zaczynamy ją postrzegać nie tylko jako nieprzekonującą, ale również jako przedramatyzowaną i dystansującą się od prawdziwego doświadczenia śmierci. „Powrót” nie przynosi w związku z tym żadnych nowych intuicji w mówienie o relacjach w rodzinie, nie próbuje podejmować doświadczenia utraty rodzica w sposób właściwy tylko sobie. Spektakl zbudowany jest na kliszach i ogólnikach, żadna z postaci nie ma przez to zindywidualizowanej natury.

To, co mogłoby być dla widza interesujące, a przy tym poszerzające jego wiedzę o bohaterach i ich przeżyciach, zostało przez reżysera zupełnie pominięte – myślę o kwestii nieobecności. Choć matka odeszła, umarła, nie ma jej, to okazuje się, że wciąż jest, że wraca – w opowieściach czy wspomnieniach. Nie mam w tym wypadku na myśli wyłącznie żałobnego idealizowania nieobecnej czy pogrążania się w tęsknocie. Chodzi mi raczej o snucie alternatywnych przebiegów zdarzeń, o zastanawianie się nad tym, kim by się było, gdyby na konkretnym etapie życia postąpiłoby się inaczej – choćby wobec rodziców. Tytułowe powroty są więc ujęte w gliwickiej prezentacji bardzo szeroko – nie tylko jako powrót do domu czy do dzieciństwa, ale również do samego siebie sprzed wielu lat. Te wątki potraktowane są jednak dość powierzchownie, a na pierwszy plan zostaje wysunięty zupełnie nieciekawy konflikt (interesów?) między rodzeństwem, związany z próbą wskazania osoby, która była przez matkę najbardziej faworyzowana.

Źródło:

https://teatrdlawszystkich.eu/matka-nie-odchodzi/

 

Pobierz recenzję .pdf

"Powrót"

Trauma małej apokalipsy, Magdalena Mikrut-Majeranek
teatrologia,info
W pokoju przy stole siedzą trzy osoby

Kameralnym spektaklem Powrót w reżyserii Michała Zdunika Teatr Miejski w Gliwicach powrócił po pandemicznej przerwie do artystycznego życia. Przedstawienie to dobra lekcja uświadomienia sobie traumy i jej przepracowania.

Powrót powstał we współpracy Teatru Miejskiego w Gliwicach z Festiwalem Nowe Epifanie jako efekt działalności Laboratorium Nowych Epifanii, którego organizatorem jest Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Premiera z udziałem widzów miała miejsce 27 lutego na Małej Scenie Teatru Miejskiego w Gliwicach. W pandemicznej rzeczywistości ta niewielka przestrzeń mogła pomieścić zaledwie 40 widzów. Premiera online została zaplanowana na 11 marca.

Tekst dramatu jest rezultatem wspólnej pracy reżysera Michała Zdunika i Beniamina Bukowskiego, reżysera, dramatopisarza i dramaturga. Poza urodzeniem na początku lat 90. ubiegłego wieku łączy ich także pasja dramatopisarska i podejmowanie kwestii społecznych. Wydaje się, że w tematach relacji rodzinnych zarówno Beniamin Bukowski, jak i Michał Zdunik czują się pewnie. Wcześniej, w 2015 roku, Zdunik reżyserował wszak w OPT Gardzienice spektakl Matka odchodzi, stworzony na bazie szkicu wspomnieniowego Tadeusza Różewicza, będącego de facto przemyśleniami dotyczącymi relacji łączącej syna z matką. Z kolei w tym samym roku Bukowski wyreżyserował monodram Zofia, powstały na bazie tekstu Anny Wakulik, opowiadający o cierpieniu matek przeżywających śmierć dzieci.

Teraz przyszła kolej na sytuację odwrotną. Bohaterami Powrotu są bowiem dorosłe już dzieci „starej apodyktycznej apokaliptyczki” – Magda, Iga i Mariusz. Bukowski i Zdunik w swoich filozoficznych poszukiwaniach zapuszczają się w rejony skrywane przed wzrokiem postronnych, wytrwale eksplorują meandry życia rodzinnego, docierając do ich najciemniejszych zakątków. Drążą, jątrzą, badają, burzą i stwarzają nową rzeczywistość. Poruszając trudne tematy, uciekają się do psychoanalizy. Tworzą pewne typy osobowości, które zyskują charakter dopiero dzięki aktorom, którzy tchnęli życie w wymyślone postaci, wypełniając papierowe ciała swoim emocjami.

Akcja Powrotu rozgrywa się w domu rodzinnym bohaterów, który może znajdować się w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej, dzięki czemu zyskuje uniwersalny wymiar. Gdyby nie nowomowa korporacyjna, można byłoby stwierdzić, że czas także nie gra roli, bowiem poruszana tematyka wspólna jest dla wielu pokoleń.Po śmieci matki dopełniła się mała rodzinna apokalipsa, przeżywana w domowym zaciszu. W tekście dramatu eschatologicznych odwołań jest wiele. Pojawiają się m.in. wyrażenia „Marana Tha” czy „Mane, tekel, fares” – słowa przepowiedni, która zapisano na ścianie pałacu babilońskiego króla Baltazara. Odczytywane są jako „policzone, zważone, podzielone”, co ma zwiastować szybki upadek państwa nowobabilońskiego i śmierć króla Baltazara. W gliwickim dramacie któż jest władcą absolutnym? Oczywiście matka. Co będzie, gdy bohaterowie wyzwolą się spod jarzma obowiązku, dyktatu wspomnień czy reżimu upodobań narzucanych przez matkę?

Śmierć to sytuacja graniczna, która wyzwala wiele skrywanych dotąd emocji, często skrajnych, a poznajemy je, obserwując Magdę, Igę i Mariusza – troje tak różnych bohaterów, którzy po śmierci matki muszą zmierzyć się ze swoimi traumami i skonfrontować z pragnieniami. Konfrontacja ta przynosi katharsis, a przed rodzeństwem otwiera się nowy rozdział. Tabula rasa gotowa do zapisania. Iga w interpretacji Igi Bancewicz to współczesna „królowa lodu” – bizneswoman, kobieta sukcesu, zawsze opanowana (nawet włos nie śmie drgnąć bez jej zgody!), nieco neurotyczna, ślepo podążająca za coachami. Zachowuje pokerową twarz, rządząc rodzeństwem, które znajduje się na jej utrzymaniu. Jej przeciwieństwem jest Magda grana przez Magdalenę Jaworską. Typ „matki Polki” obdarzonej „genem czynienia dobra” – życzliwa, spokojna, cierpliwa opiekuńcza… zalety można wymieniać w nieskończoność. Okazuje się, że to zaledwie jej jedno oblicze. Współczesna męczennica ma jeszcze inne. To mroczniejsze wychodzi na jaw w momencie pogrzebu matki. Sytuacja ta wyzwala w niej skrywane dotąd emocje. Dla niej koniec jednego życia okazuje się początkiem nowego. Jest jeszcze ich brat – Mariusz, czyli Mariusz Galilejczyk – egocentryk i lekkoduch niestroniący od używek. To syn marnotrawny, który wraca na rodzinne włości. Cały trud włożony w ułożenie sobie życia, w dekonstrukcję układu działającego destrukcyjnie na jego osobowość został zniweczony, bowiem bohater nigdy nie rozprawił się z demonami przeszłości. Jednakże i on zmienia się po śmierci matki. Postanawia porzucić marzenia o srebrnym ekranie i powraca do domu – ale czy kiedykolwiek naprawdę go opuścił? Może to podświadome uwiązanie nie pozwoliło mu w pełni rozwinąć skrzydeł? Galilejczyk po raz kolejny udowodnił, że znakomicie czuje się zarówno w rolach komediowych, jak i dramatycznych.

Śmierć matki radykalnie odcina nici łączące jednostki z ciążącymi na nich zobowiązaniami. Bohaterowie dramatu uświadamiają sobie też, że ucieczka nie ma sensu. Oswojona przestrzeń to miejsce ich zakorzenienia. Kiedy z horyzontu znika Lacanowska Matka, czyli Wielki Inny, podmiot staje się autonomiczny. Ot, nowe otwarcie. Śmierć nie jest końcem, a początkiem ustanawiającym nowy porządek.

Warstwa wizualna spektaklu opiera się na prostej, acz symbolicznej scenografii i grze świateł. Kostiumy Katarzyny Wesołowskiej są skromne, utrzymane w stonowanych kolorach ziemi, a scenografia ciekawa, monochromatyczna, bowiem króluje delikatny seledyn. Akcja rozgrywa się w trzech ścianach. Na jednej z nich widnieje szereg luster oprawionych w ramy typowe dla zdjęć, na drugiej z kolei znajduje się zasłonka, a trzecia – najbardziej okazała – zawiera zestaw archiwalnych zdjęć i mnóstwo artefaktów, niejako potwierdzających wspólną historię rodzeństwa. W samym centrum stoi seledynowy stół i krzesła – przestrzeń dialogu. Dużą rolę w spektaklu odgrywa reżyseria świateł. To one podkreślają dramatyzm akcji. O wspólnym dorastaniu bohaterów i łączących ich dawniej więzach świadczy wprowadzenie elementów ruchu scenicznego – gra w klasy, podchody, rzucanie poduszkami czy dziecięca zabawa ruchowa Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy. Wspomniane zabawy pojawiają się jako przerywniki, przypadkowo powracające wspomnienia z dzieciństwa. To zderzenie zabawy z powagą może wydawać się kuriozalne, ale należy je odczytywać jako pewien wspomnieniowy powidok.

Powrót Teatru Miejskiego w Gliwicach porusza kwestie relacji rodzinnych. Opowiada o podporządkowaniu jednostki, o poczuciu misji, której realizacja niweczy osobiste plany. Czy spektakl daje gotowe rozwiązania? Nie. Komentuje rzeczywistość pokazując, że każdy zmaga się ze swoimi demonami, ale w tych zmaganiach nie jesteśmy sami. To nasze wspólne doświadczenie.

Źródło:

https://teatrologia.pl/recenzje/magdalena-mikrut-majeranek-trauma-malej-apokalipsy/

Pobierz recenzję .pdf

"Powrót"

Rzecz o odchodzeniu, Rafał Turowski
rafalturow.ski
W pokoju przy stole siedzą trzy osoby

Rzecz o odchodzeniu – w różnym zresztą sensie, o ucieczce, o tytułowych powrotach, o dorosłości, o przeszłości, wreszcie – o istocie i sensie żałoby… Mamy oto troje bohaterów, dorosłe rodzeństwo, które spotyka się w rodzinnym domu, żeby pochować matkę. Magda, która opiekowała się chorą przy finansowym wsparciu Igi, nowoczesnej kobiety sukcesu, jest też Mariusz, ukochany synek mamy – bardzo zapracowany, a stale bez grosza przy duszy – aktor.

Po pogrzebie przychodzi czas na uporządkowanie różnych spraw… Dlaczego Magda zdecydowała się opiekować matką, rezygnując całkowicie z własnego życia? Czy Iga wyjechała na studia, po to żeby faktycznie pomagać matce w utrzymaniu domu i rodzeństwa? A Mariusz, który opuścił dom jak tylko mógł, w oczach sióstr – wręcz „uciekł”, to – przed kim, przed czym była ta jego ucieczka? Pogrążone w żałobie rodzeństwo dopiero w momencie śmierci matki dowiaduje się, jak wszyscy byli od siebie daleko dorastając w tym samym domu. Czy jej odejście ich połączy, albo chociaż – zbliży?

Bardzo dobry tekst, ale wykonanie ździebko uwierało. Każdy żałobę przeżywa na swój sposób, ale mimo wszystko miałem wrażenie, że czegoś w naszych bohaterach było za dużo, że jakby trochę za głośno i za dużo mówili, że zabrakło półtonów i – ciszy. Takiej zwykłej, najzwyklejszej, zapadającej przecież, gdy ktoś bliski odchodzi. Wszystko właściwie zostało tam wypowiedziane, wykrzyczane, wypłakane, a nic – przemilczane. I mam wrażenie, że właśnie tych chwil bez słów między rodzeństwem odrobinę tu zabrakło.

Źródło:

https://www.rafalturow.ski/teatr/teatr-miejski-w-gliwicach

 

Pobierz recenzję .pdf

Organizatorzy / Partnerzy / Patroni

Teatr Miejski w Gliwicach