Dziwny przypadek psa nocną porą w reżyserii Tadeusza Kabicza to zgrabnie opowiedziana, poruszająca historia o nastoletnim geniuszu matematycznym, który postrzega świat inaczej niż jego rówieśnicy. Biorąc na teatralny warsztat sztukę opartą na bestsellerowej powieści Marka Haddona Teatr Miejski w Gliwicach wzbogacił swój repertuar o ważną pozycję. Dramat ten podbił już serca widzów zarówno w Londynie, jak i na nowojorskim Broadwayu. Teraz przyszła kolej na Gliwice.
Dziwny przypadek psa nocną porą pióra brytyjskiego pisarza i karykaturzysty Marka Haddona to powieść z gatunku crime fiction. Po raz pierwszy opublikowano ją w 2003 roku, a polski przekład ukazał się rok później. W 2012 roku sztuka oparta na powieści miała swoją premierę na deskach Royal National Theatre w Londynie. Od tego czasu wystawiono ją już m.in. w Tel Avivie, Meksyku (mieście), Budapeszcie, Seulu, Sydney czy Madrycie. W Polsce zaprezentował go Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy.
Historia piętnastoletniego matematycznego mistrza i miłośnika astronomii określana jest mianem „przewodnika po krainie dziecięcego spektrum autyzmu”. Laikowi trudno to ocenić. Bez wątpienia jest to tekst istotny i bardzo dziś potrzebny. Christopher Boone (Oskar Jarzombek) przypomina młodszą wersję Johna Forbesa Nasha Jr (Russel Crowe), cierpiącego na schizofrenię wybitnego matematyka-noblisty z filmowego Pięknego umysłu, dramatu biograficznego Rona Howarda. Bohater świetnie radzi sobie z nauką przedmiotów ścisłych, ale słabo zna się na ludziach. Dla niego emocje i relacje społeczne niewiele różnią się od fizyki kwantowej. Słowem-kluczem, przynoszącym mu wytchnienie, jest rutyna, schematyczność i powtarzalność. Każda nowość wprowadza chaos do jego świata. Nie rozumie metafor, stroni od dotyku, boi się obcych, inaczej postrzega świat, a podróż ze Swindon do Londynu urasta do rangi misji na Marsa (bohaterowie mają na głowach hełmy astronautów). Wędrówka po wielkomiejskiej dżungli stanowi studium sensorycznego przeciążenia piętnastolatka. Podróż ta została symbolicznie hiperbolizowana na gliwickiej scenie.
Christopher ma swoje przyzwyczajenia, a kiedy zafiksuje się na jakimś temacie, nie może się oderwać, dopóki nie zbada go w pełni. Kiedy okazuje się, że ktoś zabił Wellingtona – psa sąsiadki, postanawia wcielić się w Sherlocka Holmesa, swojego ulubionego bohatera, i przeprowadzić własne śledztwo, a efekty dochodzenia samozwańczy detektyw skrupulatnie zapisuje. Jego wyniki doprowadzą jednak do zaskakującego rozwiązania, które wywróci świat Christophera do góry nogami. Przełamując swoje ograniczenia, konsekwentnie pokonuje kolejne bariery, aby dociec prawdy. Czy poradzi sobie z pozyskaną wiedzą? Jak zareaguje, kiedy dowie się, co się stało z jego mamą? Im dłużej drąży, tym więcej tajemnic odkrywa. Przeszukując mieszkanie, odnajduje listy pisane przez jego zmarłą mamę 18 miesięcy po jej domniemanym odejściu. Szybko okazuje się, że to ojciec sfingował jej śmierć, ponieważ nie radził sobie ze zdradą i odejściem żony. Nie wiedział też, jak powiedzieć o tym synowi. Wybrał kłamstwo jako strategię radzenia sobie z rzeczywistością, a jego żona – ucieczkę.
Tadeusz Kabicz, reżyser sztuki, pokazuje świat widziany oczami obdarzonego przenikliwym umysłem i fotograficzną pamięcią nastolatka w spektrum autyzmu. Trzymając się konwencji teatru w teatrze, pewną ręką prowadzi publiczność przez meandry życia delikatnego, nadwrażliwego, dorastającego chłopaka. Czyni to subtelnie i zajmująco. Pokazując historię nastolatka, uczy nas świata, którego wielu z nas nie zna, a może nawet nie rozumie. Kabicz operuje ciekawymi rozwiązaniami – od wizualizacji ukazujących symbolicznie, że osoby w spektrum autyzmu (niczym Einstein) myślą raczej obrazami niż słowami, poprzez rejestrację wideo i projekcje w czasie rzeczywistym.
Gliwiccy aktorzy po raz kolejny pokazali siłę gry zespołowej. Każdy z nich zbudował interesującą rolę, jednakże scena bezapelacyjnie należała do Oskara Jarzombka, studenta Wydziału Aktorskiego Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Rola w gliwickim spektaklu to debiut tego aktora w pierwszoplanowej roli w teatrze. Jego Christopher jest wrażliwy, zagubiony, autentyczny. Kreacja ta silnie przemawia do wyobraźni. W rolę ojca wybitnego piętnastolatka wcielił się Paweł Koślik, znany szerszej publiczności z roli prezydenta vel Adriana w Uchu Prezesa w reżyserii Tadeusz Śliwy. Aktor ten gościnnie wystąpił na gliwickiej scenie, tworząc wielowymiarową kreację. Grana przez niego postać opiekuńczego ojca, który w wyniku splotu wydarzeń przemienia się w oczach syna w groźnego mordercę, przypomina nieco Adasia Miauczyńskiego Marka Kondrata z Dnia świra. Sfrustrowany i umęczony mężczyzna żyje w ciągłym napięciu. Nie zawsze radzi sobie ze swoimi emocjami, czasami daje upust złości. Podjął wyzwanie, jakie rzucił mu los, i stawia mu czoła, starając się wypełniać swoje obowiązki, ale nie zawsze przychodzi mu to z łatwością – jak w życiu. Scenicznego ojca i syna łączy wzruszająca, acz trudna relacja. Koślikowi partneruje Aleksandra Maj jako matka Christophera. Judy, choć kocha syna, postanawia uciec. Miota się, ale wybiera siebie. Nie jest to jednak wybór ostateczny, kiedy dziecko potrzebuje pomocy, udziela jej. Maj buduje postać z krwi i kości.
Historię Christophera poznajemy dzięki narratorce – nauczycielce (świetna Karolina Olga Burek), która czyta powieść spisaną przez głównego bohatera. Występuje też w roli mentorki piętnastolatka, opiekunki zagrzewającej go do zdania matury z matematyki.
Tekst Simona Stephensa według powieści Haddona mocno wybrzmiewa na gliwickiej scenie. Dobrze zrealizowany spektakl nie da o sobie zapomnieć, a krzyki głównego bohatera i uniki, jakie czyni, gdy tylko ktoś chce go dotknąć, na długo pozostaną w pamięci. Gliwicki Dziwny przypadek psa nocną porą to studium przypadku, w którym realizatorzy przybliżają publiczności realia świata osób w spektrum autyzmu, choć słowa te nie padają w sztuce. Wskazują różne strategie, jakie przyjmują rodzice, różne sposoby oswajania świata. Nikogo nie rozliczają, nie ganią i nie chwalą. Zachowując dystans, opowiadają o matce, która porzuciła nastoletniego syna i o ojcu, na którego spadła odpowiedzialność za jego wychowanie. Tworząc angażującą opowieść, uchylają drzwi do świata osób autystycznych. Przybliżając nam go, uwrażliwiają na kwestię wzajemnego szacunku, zrozumienia i tolerancji. Uczą wrażliwości. Przekaz słowny wzmacniają pozawerbalnym językiem ciała. Warstwę wizualną dopełniają animacje Karoliny Jacewicz, które wyświetlane są na teatralnym suficie, w nieco niekomfortowych dla widza miejscach. Ten dyskomfort jest oczywiście zamierzony, wpisany w sztukę. Obrazy nas otaczają. Materializują się na suficie, ścianach – dosłownie wszędzie. Atakują niczym natrętne myśli. Wszystko rozgrywa się w głowie głównego bohatera, stąd też doświadczanie rzeczywistości jest tak silne, lecz i zarazem abstrakcyjne.
Na uwagę zasługuje ciekawa, mobilna scenografia Natalii Kołodziej, która odpowiedzialna jest także za kostiumy. Kiedy zajmujemy miejsca na widowni, na scenie znajduje się gigantyczna konstrukcja symbolizująca piętrowy dom. To londyńskie mieszkanie Judy, matki Christophera. Po bokach znajdują się schody z ukrytymi szufladami. Wraz ze zmieniającymi się polami akcji, w kolejnych scenach pełnią one zarówno funkcję mebli, kanapy, jak i symbolicznie reprezentują pociąg, jakim Christopher jedzie do Londynu. Jest i biurko, które raz przedstawia szkołę, a innej scenie – komisariat. Ważna jest też choreografia (Alisa Makarenko), którą artyści stawiają kropkę nad „i” w wykreowanym świecie. Nic tu nie jest przekombinowane czy podrasowane. W spektaklu czuć klimat retro. Szczególnie w warstwie wizualnej widać wyraźne inspiracje latami 60. i 70. XX wieku, a także w muzyce – mamy przecież przerobioną wersję przeboju Funky Town. Inne popularne utwory także zyskały niecodzienne aranżacje.
Dziwny przypadek psa nocną porą to spektakl spójny, świetnie przemyślany, dobrze zagrany i zrealizowany. Po prostu ważny. Budująca historia stanowi także znakomitą lekcję wrażliwości.
Źródło:
https://teatrologia.pl/recenzje/magdalena-mikrut-majeranek-widzacy-obrazami/